Jest późny wieczór, Noah i Evan
siedzą przy stole i główkują. Ja natomiast jestem w kuchni i robię już chyba
setny kubek kawy dla nas. Czy udało nam się coś ustalić nowego? Otóż nie.
Mamy tylko pewność, że ktoś zabił moją mamę i nie chce, aby cokolwiek na ten
temat wyszło na jaw.
Zegar pokazuje, że jest druga w
nocy. Zależy mi na tym by znaleźć mordercę mojej mamy, ale nie chce to robić
kosztem chłopaków. Wchodzę do salonu, w dłoniach trzymam tace a na niej
znajdują się trzy kubki kawy.
- Na dzisiaj powinniśmy skończyć. -
Gdy wypowiadam te słowa, Evan i Noah patrzą się na mnie jak na debila. - Jestem
wam naprawdę wdzięczna, ale jest już późno a i tak o tej porze nasze mózgi nie
funkcjonują jak należy, prześpijmy się i wrócimy do tego następnym razem.
-Nie wydaje się to być złym
pomysłem. To po prostu podsumujmy to, co mamy. - Noah wyjmuje kartkę i czyta to,
co wcześniej już zapisaliśmy – To, co nas utwierdza, że twoja mama została
zamordowana to na pewno, to, że zostałaś w domu zaatakowana..
- I postrzelona - dodaję.
- Tego nie jesteśmy pewni. Naprawdę
mogłaś być tam o złym miejscu i czasie. Nie zrzucajmy już wszystkiego na winę
tego, kto cię zaatakował.
- Noah nie ma takich zbiegów
okoliczności.
- Skończcie to, dobra? To czy
zostałaś postrzelona specjalnie czy też przez przypadek, że się tam znalazłaś,
to nie zmienia, to faktu, że ktoś wcześniej chciał cię zabić. I przestańmy
droczyć ten temat, jasne? - Evan patrzy mi prosto w oczy i oczekuje, że się
zgodzę. No, ale ja wiem, ze to było specjalnie. Czuje to. A nikt nie chce mi
uwierzyć. Ale mi mimo moich własnych uczuć potakuje głową na znak, że rozumiem.
- A więc wiemy, że ktoś chciał cię
zabić - Noah kontynuuje - Do tego ty nam mówisz, że twoja mama zachowywała się
dziwnie w tym okresie czasowym, kiedy została - milknie i patrzy na mnie.
- Została zamordowana. Noah możesz
to powiedzieć. Oswoiłam się już z tym.
- A więc z czasie, kiedy została
zamordowana i największy dowód a zarazem żaden, to zdjęcia. -Piorunuję Noaha
wzrokiem.
- Żaden, ale to tylko, dlatego, że
na nich nie ma nic konkretnego, spokojnie Beth - Noah od razu zaczyna się
tłumaczyć.
- Nie ważne już. - Macham na ta
ręką. - Ustalmy, co będzie teraz naszym kolejnym krokiem.
- Evan co proponujesz? - Noah
patrzy na mojego przyjaciela.
- Wiemy, że te zdjęcia zrobiono
jakiś czas przed śmiercią twojej mamy, więc prawdopodobnie on ostatni
widział twoją matkę, nie wiemy czy ją zabił czy też nie ale gdy go odnajdziemy,
to wtedy się dowiemy.
- Dokładnie Evan. Beth - Noah swoje
niebieskie oczy kieruje na mnie - twoja mama była prezesem tej redakcji, musisz
się dowiedzieć czy ten mężczyzna był waszym klientem czy kimkolwiek, po prostu
czy jest w waszej bazie danych jako pracownik, klient, cokolwiek Beth
znajdziesz może być ważne.
- Okej, ale nie będę mogła
tego sprawdzić dopóki nie dowiem się jak ten mężczyzna się nazywa, muszę mieć
jego dane.
-Tym zajmę się Evan. W poniedziałek
będziesz musiał to sprawdzić i przekazać tę informacje Beth, jasne?
- No pewnie. A ty Noah?
- Ja? Am.. ja.. posprawdzam inne ym..
rzeczy.
- Jakie rzeczy? -pytam.
- No wiesz - Noah wymachuje rękami
jakby chciał coś pokazać, ale sam nie wie co - ym.. raporty, jakieś odciski, to
co mówili świadkowie, zdjęcia z miejsca wypadku, może ten mężczyzna był tam,
coś co może nam pomóc. Nie prowadziłem tej sprawy, więc nie znam wszystkich
szczegółów.
- W sumie to dobry pomysł.
- No wiem. - Noah uśmiecha się
pokazując przy tym rząd śnieżnobiałych równych zębów.
Jakiś miesiąc temu rozpłynęłabym
się pod wpływem tego uśmiechu. Ale teraz? Nie. Jak dla mnie jest on po prostu
egocentrycznym przystojniakiem. Owszem, pomaga mi, ale na pewno nie z dobroci
serca. Gdyby miał dobre serce, odwiedził, by mnie. Więc patrzę, na jakie oczy,
na jego piękny uśmiech i nic kompletnie nie czuję. Pustka. Co nie znaczy, ze
nie jestem wdzięczna mu za to, że pomaga, ale na pewno ma z tego jakąś korzyść,
ale pomaga i to się liczy.
Po wyjściu naszego gościa,
biorę się za sprzątanie a Evan mi pomaga. Wszystkie czynności wykonujemy w
milczeniu, każdy z nas jest pochłonięty swymi myślami.
Świadomość, że coś się dzieje, że
mamy jakiś plany, robimy małe kroczki i idziemy powoli bardzo powoli, ale
idziemy do przodu powoduję u mnie niezwykłą radość, daje mi nadzieję. Jak to
zakończę, dowiem kto zabił moją mamę i będzie siedział w więzieniu, to ja będę
mogła ruszyć dalej ze swoim życiem. Poniekąd dawno już to zrobiłam, ale nie w
pełni. Zawsze, jeśli w przeszłości jest sprawa nierozwiązana do końca to zawsze
do tego wracamy. A ja nie chce do tego wracać. Chce to zakończyć i iść dalej,
do przodu.
- Beth?
- Hm? - Patrzę na, Evana, który
wyciera umyte już naczynia.
- Dlaczego patrzyłaś na Noah'a tak
jakbyś chciała go zabić?
- Bo może chciałam? - Lekko się
uśmiecham.
- Dalej masz mu za złe, że cię nie
odwiedził w szpitalu?
- Dalej? Byłam na niego wściekła
przez cały miesiąc i to, że się tutaj zjawił i nagle chce nam pomóc wcale nie
oznacza, że wpadnę mu w ramiona.
- Beth nie można być złym na
takiego greckiego boga!
-Greckiego boga mówisz? - śmieję
się lekko - Evan to że Noah ma taką piękną twarzyczkę i pewnie inne yy.. części
ciała - czuję jak robię się czerwona na twarzy - wcale nie oznacza, że muszę mu
wszystko darować. Jestem na niego zła, ale już nie na to, że mnie nie
odwiedził, ale dlaczego tego nie zrobił. Wiesz, dlaczego? - Evan kiwa przecząco
głową - Dlatego, że jest playboyem. - Otwiera usta, aby coś powiedzieć, ale
uciszam go ręką - daj mi skończyć - uśmiecham się. - Nasza znajomość nie
zaczęła się poprawnie, obrażałam go. Zapewne nie był przyzwyczajony do tego,
aby kobiety tak go traktowały, więc byłam dla niego wyzwaniem. Zainteresował
się mną, ale kiedy zostałam postrzelona i wiedział już, że w najbliższym czasie
nie może liczyć na szybki numerek to zajął się inną lalunią. A kiedy mnie
zobaczył to byłam już mu obojętna, więc mnie wyrzucił.
- To, dlaczego teraz nam pomaga?
- Nie wiem. Ma pewnie w tym ukryty
cel. Z resztą poprosiłeś go o to, prawda?
- W sumie to on sam do mnie
przyszedł. Skontaktował się, ze mną na posterunku i powiedział, że znalazł
zdjęcia i chce pomóc. - Wydaję z siebie zduszony śmiech. - Co cię tak bawi?
- Nic Evan, nic. Po prostu kolejny
dowód na to, że nie robi tego z dobroci serca. Nie mogło mu się tak o
odwidzieć.
- To, co nagle mamy mu
podziękować za pomoc i powiedzieć do widzenia Noah, nie chcemy twojej
pomocy?
- Nie, jego pomoc się przyda. On
pewnie będzie chciał wziąć sobie nasze zasługi, zebrać wszystkie laury i dostać
awans.
- Myślisz, że można być już na
wyższej pozycji niż on jest? - Patrzymy się na siebie i oboje wybuchamy
śmiechem.
- Jeśli chodzi o to by być w ruchu,
to pewnie nie, ale jeśli chodzi o posadę za biurkiem to pewnie tak.
- Dobra Beth, nie mam ochoty już
rozmawiać na temat Noah'a. Chodźmy do łóżka.
- Evan, to zabrzmiało dwuznacznie..
- No wiem - Eva porusza znacząco
brwiami.
- Ale zboczeniec z ciebie - uderzam
go ścierką od naczyń.
- I za to mnie kochasz. To idziemy
do tego łóżka, czy nie? - Patrzę się na niego z politowaniem. - No okej, okej i
tak nie jesteś w moim typie. Ja wolę bardziej umięśnionych. - Evan wyszczerza
zęby w uśmiechu.
Kręcą głową z niedowierzania,
odwracam się od niego i kieruję w stronę mojej sypialni, Szybko przebieram się
w piżamę, padam na łóżko i od razu zasypiam.
***
Krzątam się po kuchni nucąc moją ulubioną piosenkę, spoglądam na
zegarek. Za nie całą godzinę ma przyjechać mój kochany braciszek. Nie widziałam
się z nim od pogrzebu matki. Kiedyś byliśmy nie rozłączni. Ale śmierć mamy
wszystko zmieniła. Nas zmieniła. Mike nie mógł sobie poradzić. Co raz częściej
sięgał do kieliszka, a jego dziewczyna nie mogła to wytrzymać i go zostawiła.
Kolejny gwóźdź do trumny. Ale po tym się otrząsnął. Postanowił zapisać się do
wojska. I tak też zrobił. Przyjęli go od razu. Nic dziwnego. Mike idealnie
nadawał się na żołnierza, ale miał jedną wadę. Nie umiał zabijać.
A dzisiaj pierwszy raz od dwóch lat zobaczę go na żywo. Czy nadal
będziemy potrafili rozmawiać o wszystkim i o niczym? Czy dalej łączy nas więź
jak za dawnych lat? Nie wiem, ale nie długo się dowiem.
Evan wybrał się na miasto. Co prawda nie ze swojej woli, no ale
cóż.. chciałabym aby ten dzień należał tylko do mnie i Mike'a. Tak bardzo się
za nim stęskniłam. Już nawet nie pamiętam jak pachnie. Mój duży, starszy
braciszek, który zawsze o mnie dbał. Mój bohater.
Znowu patrzę na zegarek. za piętnaście minut dwunasta. O równo
12-tej Mike będzie na lotnisku na mnie czekał. Wychodzę z mieszkania i od razu
kieruję się w stronę głównego lotniska w Nowym Jorku. Lotnisko jest bardzo
duże. Jak się tutaj przeprowadziłam po śmierci taty razem z mamą, to długo zajęło
mi przystosowanie się do tak dużego portu lotniskowego. Ale teraz mogłabym
chodzić z zamkniętymi oczami.
Kiedy jestem już na miejscu okazuje się, że samolot ma półgodzinne
opóźnienie.
Wzdycham ciężko. Wytrzymałam dwa lata to wytrzymam jeszcze
półgodziny. Z tą myślą kieruję się do baru, gdzie serwują od przeróżnych
przystawek do różnego typu alkoholu. Siadam przy barze i zaczynam odliczać
czas.
- Od tego pana - kelner wskazuję głową na mężczyznę siedzącego pod
ścianą jednocześnie kładąc na blat szklankę z napojem. Spoglądam na mężczyznę i
przyglądam mu się. Blondyn, nie lubię blondynów i gdyby nie jego błękitne oczy
to od razu poszedłby na odstawkę. Ale po dłuższej analizie dochodzę do wniosku,
że jest całkiem, całkiem. Uśmiecham się do niego i kiwam głową dziękując.
Odwracam się do niego plecami i biorę łyka soku pomarańczowego.
- Smakuje? - Odwracam się i widzę piękne i jak się okazuję zielone
oczy, które należą do blondyna.
- Nie lubię soku pomarańczowego, ale dziękuję. - Na jego twarzy
widać zdumienie.
- Ojeju, przepraszam - Mężczyzna zaczyna się gorączkowo tłumaczyć.
- Spokojnie, żartowałam tylko. - Uśmiecham się zalotnie, W sumie
to lekki flirt nigdy nikomu nie zaszkodził, prawda? - Bethina, ale mów Beth -
wyciągam dłoń w jego stronę.
- Richard - ściska moją dłoń cały czas patrząc mi w oczy. Czuję
jak się rumienię. Richard otwiera usta by coś powiedzieć, ale przerywa mu głos
kobiety puszczany przez głośniki.
- Samolot z Nowego Jorku do Los Angeles startuje za pięć minut.
Pasażerów o zakupionym bilecie prosimy o wejście na pokład i zajęcie swoich
miejsc.
- To ja już musze uciekać. Miło było cię poznać Beth. To co,
pozostajemy w kontakcie czy jak?- Patrzę na niego i pierwszy raz spotykam
takiego mężczyznę. Jest nieśmiały, ale za to taki uroczy. Wyciągam swoją
wizytówkę i wręczam mu. - Wiceprezes? O proszę. To ja lecę. Pa! - Macha mi ręką
na odchodnym i znika za zakrętem.
Ciekawe czy zadzwoni. Wydaję się być miłym mężczyzną. Patrzę na
telefon, jest 12.20, za chwile samolot Mike'a powinien lądować. Zabieram swoja
torebkę i idę w stronę holu, gdzie inni ludzie czekają na swoja rodzinę,
znajomych, przyjaciół, drugą połówkę. Siadam na krześle i wyjmuję książkę
autorki Nory Roberts " Lasy w płomieniach" i zaczynam czytać.
- Beth, hej! - Unoszę do góry głowę, a przede mną stoi Mike'a.
Zupełnie odmieniony. Rzucam mu się na szyję i ściskam mocno.
- Mike! Jak ja za tobą tęskniłam.
- Ja za tobą tez księżniczko. - Uśmiecham się pod wpływem
wspomnień. Od wieków nie słyszałam jak ktoś się tak do mnie zwraca. Odrywamy
się od siebie. Mike lustruje mnie wzrokiem. - Ale wypiękniałaś.
- Oj przestań. Ty to natomiast przytyłeś. Jesteś zdecydowanie
szerszy.
- To są mięśnie moja droga, mięśnie.
- Niech ci będzie. Chodź, najpierw zaniesiemy twoją torbę do domu
a później pójdziemy do naszej ulubionej knajpki.
- O matko, jak dawno nie jadłem ich tostów. Mają przepyszne tosty.
- Patrzę na niego i mam wrażenie, że zamieniamy się na nowo w dzieci. Kiedy
oboje nie liczyło się nic więcej jak tylko to kto pierwszy będzie po szkole w
knajpce i szybciej zje tosty. Czuję jak łzy napływają mi do oka, mrugam kilka
razy, aby je przegonić. Nie czas na rozklejanie. Nakazuje sobie.
Kiedy wchodzimy do mieszkania na kanapie siedzi Noah. Otwieram
szeroko oczy ze zdumienia. Ale za nim się odzywam Mike od razu do niego pod
biega i przyciska go do ściany.
- Co ty tu kurwa robisz? - Po wyrazie twarzy Mike od razu widać,
że jest wściekły.
- Mike, nie przeklinaj. I skąd wy do jasnej cholery się znacie,
co?
_________________________________________________________
Ten dzień w końcu nadszedł i dodałam rozdział! Jej!
Nie wiem co o nim myśleć, jakoś nic się nie dzieje.
Ale opinię pozostawiam wam ;) Mam nadzieje, że nie uciekliście ode
mnie.. Pod ostatnim rozdziałem było bardzo mało komentarzy. Trochę mnie to
martwi. Bardzo was proszę komentujcie, oceniajcie, wyrażajcie swoje opinię. To
jest dla mnie niezwykle ważne. Zwykłe "przeczytałam" wystarczy ;)
Ale dziękuję wszystkim tym, którzy ze mną pozostali po mimo tak
długiego czasu zwłoki. Jestem wam bardzo, ale to bardzo wdzięczna!
Dziękuję!
A to, kiedy będzie następny rozdział, to zależy od tego ile was tu
będzie. Ale postaram się dodać go jak najszybciej :*