niedziela, 22 listopada 2015

Rozdział VIII

Jest późny wieczór, Noah i Evan siedzą przy stole i główkują. Ja natomiast jestem w kuchni i robię już chyba setny kubek kawy dla nas. Czy udało nam się coś ustalić nowego? Otóż nie. Mamy tylko pewność, że ktoś zabił moją mamę i nie chce, aby cokolwiek na ten temat wyszło na jaw.
Zegar pokazuje, że jest druga w nocy. Zależy mi na tym by znaleźć mordercę mojej mamy, ale nie chce to robić kosztem chłopaków. Wchodzę do salonu, w dłoniach trzymam tace a na niej znajdują się trzy kubki kawy.
- Na dzisiaj powinniśmy skończyć. - Gdy wypowiadam te słowa, Evan i Noah patrzą się na mnie jak na debila. - Jestem wam naprawdę wdzięczna, ale jest już późno a i tak o tej porze nasze mózgi nie funkcjonują jak należy, prześpijmy się i wrócimy do tego następnym razem.
-Nie wydaje się to być złym pomysłem. To po prostu podsumujmy to, co mamy. - Noah wyjmuje kartkę i czyta to, co wcześniej już zapisaliśmy – To, co nas utwierdza, że twoja mama została zamordowana to na pewno, to, że zostałaś w domu zaatakowana..
- I postrzelona - dodaję.
- Tego nie jesteśmy pewni. Naprawdę mogłaś być tam o złym miejscu i czasie. Nie zrzucajmy już wszystkiego na winę tego, kto cię zaatakował.
- Noah nie ma takich zbiegów okoliczności.
- Skończcie to, dobra? To czy zostałaś postrzelona specjalnie czy też przez przypadek, że się tam znalazłaś, to nie zmienia, to faktu, że ktoś wcześniej chciał cię zabić. I przestańmy droczyć ten temat, jasne? - Evan patrzy mi prosto w oczy i oczekuje, że się zgodzę. No, ale ja wiem, ze to było specjalnie. Czuje to. A nikt nie chce mi uwierzyć. Ale mi mimo moich własnych uczuć potakuje głową na znak, że rozumiem.
- A więc wiemy, że ktoś chciał cię zabić - Noah kontynuuje - Do tego ty nam mówisz, że twoja mama zachowywała się dziwnie w tym okresie czasowym, kiedy została - milknie i patrzy na mnie.
- Została zamordowana. Noah możesz to powiedzieć. Oswoiłam się już z tym.
- A więc z czasie, kiedy została zamordowana i największy dowód a zarazem żaden, to zdjęcia. -Piorunuję Noaha wzrokiem.
- Żaden, ale to tylko, dlatego, że na nich nie ma nic konkretnego, spokojnie Beth - Noah od razu zaczyna się tłumaczyć.
- Nie ważne już. - Macham na ta ręką. - Ustalmy, co będzie teraz naszym kolejnym krokiem.
- Evan co proponujesz? - Noah patrzy na mojego przyjaciela.
- Wiemy, że te zdjęcia zrobiono  jakiś czas przed śmiercią twojej mamy, więc prawdopodobnie on ostatni widział twoją matkę, nie wiemy czy ją zabił czy też nie ale gdy go odnajdziemy, to wtedy się dowiemy.
- Dokładnie Evan. Beth - Noah swoje niebieskie oczy kieruje na mnie - twoja mama była prezesem tej redakcji, musisz się dowiedzieć czy ten mężczyzna był waszym klientem czy kimkolwiek, po prostu czy jest w waszej bazie danych jako pracownik, klient, cokolwiek Beth znajdziesz może być ważne.
- Okej, ale nie będę mogła tego sprawdzić dopóki nie dowiem się jak ten mężczyzna się nazywa, muszę mieć jego dane.
-Tym zajmę się Evan. W poniedziałek będziesz musiał to sprawdzić i przekazać tę informacje Beth, jasne?
- No pewnie. A ty Noah?
- Ja? Am.. ja.. posprawdzam inne ym.. rzeczy.
- Jakie rzeczy? -pytam.
- No wiesz - Noah wymachuje rękami jakby chciał coś pokazać, ale sam nie wie co - ym.. raporty, jakieś odciski, to co mówili świadkowie, zdjęcia z miejsca wypadku, może ten mężczyzna był tam, coś co może nam pomóc. Nie prowadziłem tej sprawy, więc nie znam wszystkich szczegółów.
- W sumie to dobry pomysł.
- No wiem. - Noah uśmiecha się pokazując przy tym rząd śnieżnobiałych równych zębów.
Jakiś miesiąc temu rozpłynęłabym się pod wpływem tego uśmiechu. Ale teraz? Nie. Jak dla mnie jest on po prostu egocentrycznym przystojniakiem. Owszem, pomaga mi, ale na pewno nie z dobroci serca. Gdyby miał dobre serce, odwiedził, by mnie. Więc patrzę, na jakie oczy, na jego piękny uśmiech i nic kompletnie nie czuję. Pustka. Co nie znaczy, ze nie jestem wdzięczna mu za to, że pomaga, ale na pewno ma z tego jakąś korzyść, ale pomaga i to się liczy.
 Po wyjściu naszego gościa, biorę się za sprzątanie a Evan mi pomaga. Wszystkie czynności wykonujemy w milczeniu, każdy z nas jest pochłonięty swymi myślami.
Świadomość, że coś się dzieje, że mamy jakiś plany, robimy małe kroczki i idziemy powoli bardzo powoli, ale idziemy do przodu powoduję u mnie niezwykłą radość, daje mi nadzieję. Jak to zakończę, dowiem kto zabił moją mamę i będzie siedział w więzieniu, to ja będę mogła ruszyć dalej ze swoim życiem. Poniekąd dawno już to zrobiłam, ale nie w pełni. Zawsze, jeśli w przeszłości jest sprawa nierozwiązana do końca to zawsze do tego wracamy. A ja nie chce do tego wracać. Chce to zakończyć i iść dalej, do przodu.
- Beth?
- Hm? - Patrzę na, Evana, który wyciera umyte już naczynia.
- Dlaczego patrzyłaś na Noah'a tak jakbyś chciała go zabić?
- Bo może chciałam? - Lekko się uśmiecham.
- Dalej masz mu za złe, że cię nie odwiedził w szpitalu?
- Dalej? Byłam na niego wściekła przez cały miesiąc i to, że się tutaj zjawił i nagle chce nam pomóc wcale nie oznacza, że wpadnę mu w ramiona.
- Beth nie można być złym na takiego greckiego boga!
-Greckiego boga mówisz? - śmieję się lekko - Evan to że Noah ma taką piękną twarzyczkę i pewnie inne yy.. części ciała - czuję jak robię się czerwona na twarzy - wcale nie oznacza, że muszę mu wszystko darować. Jestem na niego zła, ale już nie na to, że mnie nie odwiedził, ale dlaczego tego nie zrobił. Wiesz, dlaczego? - Evan kiwa przecząco głową - Dlatego, że jest playboyem. - Otwiera usta, aby coś powiedzieć, ale uciszam go ręką - daj mi skończyć - uśmiecham się. - Nasza znajomość nie zaczęła się poprawnie, obrażałam go. Zapewne nie był przyzwyczajony do tego, aby kobiety tak go traktowały, więc byłam dla niego wyzwaniem. Zainteresował się mną, ale kiedy zostałam postrzelona i wiedział już, że w najbliższym czasie nie może liczyć na szybki numerek to zajął się inną lalunią. A kiedy mnie zobaczył to byłam już mu obojętna, więc mnie wyrzucił.
- To, dlaczego teraz nam pomaga?
- Nie wiem. Ma pewnie w tym ukryty cel. Z resztą poprosiłeś go o to, prawda?
- W sumie to on sam do mnie przyszedł. Skontaktował się, ze mną na posterunku i powiedział, że znalazł zdjęcia i chce pomóc. - Wydaję z siebie zduszony śmiech. - Co cię tak bawi?
- Nic Evan, nic. Po prostu kolejny dowód na to, że nie robi tego z dobroci serca. Nie mogło mu się tak o odwidzieć.
- To, co nagle mamy mu podziękować za pomoc i powiedzieć do widzenia Noah, nie chcemy twojej pomocy?
- Nie, jego pomoc się przyda. On pewnie będzie chciał wziąć sobie nasze zasługi, zebrać wszystkie laury i dostać awans.
- Myślisz, że można być już na wyższej pozycji niż on jest? - Patrzymy się na siebie i oboje wybuchamy śmiechem.
- Jeśli chodzi o to by być w ruchu, to pewnie nie, ale jeśli chodzi o posadę za biurkiem to pewnie tak.
- Dobra Beth, nie mam ochoty już rozmawiać na temat Noah'a. Chodźmy do łóżka.
- Evan, to zabrzmiało dwuznacznie..
- No wiem - Eva porusza znacząco brwiami.
- Ale zboczeniec z ciebie - uderzam go ścierką od naczyń.
- I za to mnie kochasz. To idziemy do tego łóżka, czy nie? - Patrzę się na niego z politowaniem. - No okej, okej i tak nie jesteś w moim typie. Ja wolę bardziej umięśnionych. - Evan wyszczerza zęby w uśmiechu.
Kręcą głową z niedowierzania, odwracam się od niego i kieruję w stronę mojej sypialni, Szybko przebieram się w piżamę, padam na łóżko i od razu zasypiam.


***

Krzątam się po kuchni nucąc moją ulubioną piosenkę, spoglądam na zegarek. Za nie całą godzinę ma przyjechać mój kochany braciszek. Nie widziałam się z nim od pogrzebu matki. Kiedyś byliśmy nie rozłączni. Ale śmierć mamy wszystko zmieniła. Nas zmieniła. Mike nie mógł sobie poradzić. Co raz częściej sięgał do kieliszka, a jego dziewczyna nie mogła to wytrzymać i go zostawiła. Kolejny gwóźdź do trumny. Ale po tym się otrząsnął. Postanowił zapisać się do wojska. I tak też zrobił. Przyjęli go od razu. Nic dziwnego. Mike idealnie nadawał się na żołnierza, ale miał jedną wadę. Nie umiał zabijać. 
A dzisiaj pierwszy raz od dwóch lat zobaczę go na żywo. Czy nadal będziemy potrafili rozmawiać o wszystkim i o niczym? Czy dalej łączy nas więź jak za dawnych lat? Nie wiem, ale nie długo się dowiem. 
Evan wybrał się na miasto. Co prawda nie ze swojej woli, no ale cóż.. chciałabym aby ten dzień należał tylko do mnie i Mike'a. Tak bardzo się za nim stęskniłam. Już nawet nie pamiętam jak pachnie. Mój duży, starszy braciszek, który zawsze o mnie dbał. Mój bohater. 
Znowu patrzę na zegarek. za piętnaście minut dwunasta. O równo 12-tej Mike będzie na lotnisku na mnie czekał. Wychodzę z mieszkania i od razu kieruję się w stronę głównego lotniska w Nowym Jorku. Lotnisko jest bardzo duże. Jak się tutaj przeprowadziłam po śmierci taty razem z mamą, to długo zajęło mi przystosowanie się do tak dużego portu lotniskowego. Ale teraz mogłabym chodzić z zamkniętymi oczami. 
Kiedy jestem już na miejscu okazuje się, że samolot ma półgodzinne opóźnienie.
Wzdycham ciężko. Wytrzymałam dwa lata to wytrzymam jeszcze półgodziny. Z tą myślą kieruję się do baru, gdzie serwują od przeróżnych przystawek do różnego typu alkoholu. Siadam przy barze i zaczynam odliczać czas. 
- Od tego pana - kelner wskazuję głową na mężczyznę siedzącego pod ścianą jednocześnie kładąc na blat szklankę z napojem. Spoglądam na mężczyznę i przyglądam mu się. Blondyn, nie lubię blondynów i gdyby nie jego błękitne oczy to od razu poszedłby na odstawkę. Ale po dłuższej analizie dochodzę do wniosku, że jest całkiem, całkiem. Uśmiecham się do niego i kiwam głową dziękując. Odwracam się do niego plecami i biorę łyka soku pomarańczowego. 
- Smakuje? - Odwracam się i widzę piękne i jak się okazuję zielone oczy, które należą do blondyna. 
- Nie lubię soku pomarańczowego, ale dziękuję. - Na jego twarzy widać zdumienie. 
- Ojeju, przepraszam - Mężczyzna zaczyna się gorączkowo tłumaczyć.
- Spokojnie, żartowałam tylko. - Uśmiecham się zalotnie, W sumie to lekki flirt nigdy nikomu nie zaszkodził, prawda? - Bethina, ale mów Beth - wyciągam dłoń w jego stronę. 
- Richard - ściska moją dłoń cały czas patrząc mi w oczy. Czuję jak się rumienię. Richard otwiera usta by coś powiedzieć, ale przerywa mu głos kobiety puszczany przez głośniki. 
- Samolot z Nowego Jorku do Los Angeles startuje za pięć minut. Pasażerów o zakupionym bilecie prosimy o wejście na pokład i zajęcie swoich miejsc. 
 - To ja już musze uciekać. Miło było cię poznać Beth. To co, pozostajemy w kontakcie czy jak?- Patrzę na niego i pierwszy raz spotykam takiego mężczyznę. Jest nieśmiały, ale za to taki uroczy. Wyciągam swoją wizytówkę i wręczam mu. - Wiceprezes? O proszę. To ja lecę. Pa! - Macha mi ręką na odchodnym i znika za zakrętem. 
Ciekawe czy zadzwoni. Wydaję się być miłym mężczyzną. Patrzę na telefon, jest 12.20, za chwile samolot Mike'a powinien lądować. Zabieram swoja torebkę i idę w stronę holu, gdzie inni ludzie czekają na swoja rodzinę, znajomych, przyjaciół, drugą połówkę. Siadam na krześle i wyjmuję książkę autorki Nory Roberts " Lasy w płomieniach" i zaczynam czytać. 
- Beth, hej! - Unoszę do góry głowę, a przede mną stoi Mike'a. Zupełnie odmieniony. Rzucam mu się na szyję i ściskam mocno. 
- Mike! Jak ja za tobą tęskniłam. 
- Ja za tobą tez księżniczko. - Uśmiecham się pod wpływem wspomnień. Od wieków nie słyszałam jak ktoś się tak do mnie zwraca. Odrywamy się od siebie. Mike lustruje mnie wzrokiem. - Ale wypiękniałaś. 
- Oj przestań. Ty to natomiast przytyłeś. Jesteś zdecydowanie szerszy. 
- To są mięśnie moja droga, mięśnie. 
- Niech ci będzie. Chodź, najpierw zaniesiemy twoją torbę do domu a później pójdziemy do naszej ulubionej knajpki. 
- O matko, jak dawno nie jadłem ich tostów. Mają przepyszne tosty. - Patrzę na niego i mam wrażenie, że zamieniamy się na nowo w dzieci. Kiedy oboje nie liczyło się nic więcej jak tylko to kto pierwszy będzie po szkole w knajpce i szybciej zje tosty. Czuję jak łzy napływają mi do oka, mrugam kilka razy, aby je przegonić. Nie czas na rozklejanie. Nakazuje sobie. 
Kiedy wchodzimy do mieszkania na kanapie siedzi Noah. Otwieram szeroko oczy ze zdumienia. Ale za nim się odzywam Mike od razu do niego pod biega i przyciska go do ściany. 
- Co ty tu kurwa robisz? - Po wyrazie twarzy Mike od razu widać, że jest wściekły.
- Mike, nie przeklinaj. I skąd wy do jasnej cholery się znacie, co? 
_________________________________________________________

Ten dzień w końcu nadszedł i dodałam rozdział! Jej! 
Nie wiem co o nim myśleć, jakoś nic się nie dzieje. 
Ale opinię pozostawiam wam ;) Mam nadzieje, że nie uciekliście ode mnie.. Pod ostatnim rozdziałem było bardzo mało komentarzy. Trochę mnie to martwi. Bardzo was proszę komentujcie, oceniajcie, wyrażajcie swoje opinię. To jest dla mnie niezwykle ważne. Zwykłe "przeczytałam" wystarczy ;)
Ale dziękuję wszystkim tym, którzy ze mną pozostali po mimo tak długiego czasu zwłoki. Jestem wam bardzo, ale to bardzo wdzięczna! Dziękuję! 

A to, kiedy będzie następny rozdział, to zależy od tego ile was tu będzie. Ale postaram się dodać go jak najszybciej :* 





5 komentarzy:

  1. Myślę, że nie powinnaś się dziwić, że trochę ludzi ubyło;) Nie było cię jakiś czas, rozdziały pojawiały się rzadko, a to zniechęca czytelników. Gdybyś dodawała w miarę regularnie, albo chociaż częściej, to pewnie byłoby więcej komentarzy i więcej wyświetleń. Wszystko jest do zrobienia, ale musisz tu być ;) Inaczej się chyba nie da.

    Było tu trochę błędów, ale czytałam na telefonie i nie już nie pamiętam, gdzie były. Pamiętaj, że przed "a" i "ale" stawiamy przecinek, bo kilku nie postawiłaś. Ciągle brakuje mi też opisów, ale nie będę się czepiać;D
    Co do treści, mam coraz więcej wątpliwości odnośnie Noaha. Nie mam pojęcia, o co chodzi temu człowiekowi i czy jest szczery. I nie wynika to z faktu, że główna bohaterka też mu do końca nie ufa, a ja to powielam. Po prostu jest w nim coś dziwnego. Najpierw ją podrywał, potem miał gdzieś, a teraz nagle znowu się angażuje. To wygląda tak, jakby podczas tej nieobecności w jej życiu, dowiedział się czegoś ciekawego na temat tego śledztwa i dlatego wspaniałomyślnie chce je teraz kontynuować. Nie wierzę w jego dobre serduszko i szczere intencje. Może jestem zła, ale w nim od początku był coś niepokojącego. I cieszę się, że Beth nie ma zamiaru mu ulegać.
    Natomiast Evan znowu na plus. To jest tak miły i sympatyczny gość, że nie umiem go nie lubić;D Zresztą nie mam powodu, choć na razie o nim też niewiele wiadomo. Ale potrafi zyskać sympatię.

    Końcówką kompletnie mnie zabiłaś;D W pozytywnym sensie. Wielu rzeczy się spodziewałam, ale nie takich zawirowań. Ciekawa jestem, skąd ci panowie mogą się znać. Jakoś chyba nie pałają do siebie wielką sympatią. Tak sądzę po tym głośnym przywitaniu:D Ale czemu? Dużo pytań! I na pewno mega rozbudziłaś ciekawość:D Czekam na kolejny ;*

    Ruda, [sila-jest-we-mnie]

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak samo jak Ruda - końcówka dla mnie wygrała cały rozdział. Nigdy nie zgadłabym, że ci goście mogą się znać. Również ciekawi mnie, w jakich okolicznościach do tego doszło. No no, będzie ciekawie, nie powiem, że nie.
    Może do dziwne, że piszę to JA - ale jakoś tak Noah zaczyna mnie coraz bardziej zastanawiać. A jak już jakiś bohater mnie zastanawia, potem nic z tego dobrego nie wynika ;--;
    Jeju chyba mowisz o mnie, bo nie pamiętam, czy skomentowałam poprzedni rozdział, ale musisz mi wybaczyć, bo ja serio nie wiem, w co dzisiaj pierwsze ręce włożyć. Andrzejki z książką do biologii jezu chryste od zawsze o tym marzyłam...

    L x

    OdpowiedzUsuń
  3. Końcówka super, co mam powiedzieć piszesz świetnie nie ma tu co pisać. Geniusz i tyle! Kochana dawno mnie tu nie było widzę ze szata graficzna się zmieniła, wygląda bombowo! Tak stylowo aż zazdroszczę pomysłu :* Całusy, weny i zapraszam do mnie na nowy rozdzialik :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziołcha, bywasz tu jeszcze?

    OdpowiedzUsuń
  5. Opowiadania wasze czytam, ale sama jak na razie chowam się w cieniu ;)

    OdpowiedzUsuń