niedziela, 26 lipca 2015

Rozdział VI

Kończę gotować obiad, kiedy mama wchodzi do mieszkania. Uśmiecham się na samą świadomość, że pierwszy raz od dłuższego czasu zjemy wspólnie jakikolwiek posiłek. Obie jesteśmy zalatane, ja studia, nauka a mama praca. Tak naprawdę mama zawsze miała czas, zazwyczaj to ona gotowała nam posiłki. Ale od niedawna coś się zmieniło. Ona się zmieniła. A dzisiaj mam możliwość dowiedzenia się dlaczego. 
- Hej mamuś. Ciężki dzień? - Pytam, kiedy siada na kanapie bez cienia uśmiechu.
- Troszeczkę. - Sili się na uśmiech. - Co dzisiaj nam ugotowałaś? - Wychyla się za moje ramię aby dostrzec moją potrawę. - Strip Steak? Kochanie, od kiedy umiesz przyrządzać takie cuda? 
- Od jakiś dwóch, trzech miesięcy, bo ty mamuś pracujesz. - Spoglądam na mamę. Może i owszem zaczęcie rozmowy w ten sposób nie jest dobrym pomysłem, ale ja muszę się dowiedzieć o co chodzi.
- Pracuję, abyś ty miała pieniądze na studia, swoje ciuszki. A teraz robisz mi wyrzuty? - Nie tak sobie to planowałam. Podejście drugie.
- Mamuś spokojnie. Nie robię ci wyrzutów. A jeśli tak to odebrałaś to naprawdę przepraszam. Nie to było moim celem. 
-Masz rację, nie powinnam była tak naskakiwać. To w takim razie co było twoim celem?
- Może najpierw zjemy i wtedy porozmawiamy. - Próbuję się lekko uśmiechnąć. 
- Dobrze. 

Mama kieruję się w stronę szafek, wyciąga talerze, sztućce i nakrywa nimi stół. A ja nakładam posiłek na talerze. Jemy w milczeniu. Sprzątamy w milczeniu. Każda z nas jest pogrążona w myślach. W końcu siadamy na kanapie gotowe do rozmowy.
- Mamo..
- Bethinko.. 
- Co się dzieje? 
- Co ma się dziać?
- Od dobrych trzech miesiącach żyjesz w innym świecie. Chodzisz cała zestresowana, jak robię obiady ledwo co ruszasz z talerza, a dopiero dzisiaj zauważyłaś, że potrafię gotować. Coś jest nie tak. A ja pragnę ci pomóc. 
- Beth ja pracuję. Jestem prezesem i czasami są takie momenty w firmie, gdzie wszystko zaczyna się walić a ja muszę to trzymać by do końca się nie zawaliło. Chodzę ze stresowana, bo nie wiem jak temu podołać. Jestem nieobecna, ponieważ cały czas o tym myślę. Ale kochanie, pomagasz mi cały czas. Zajmujesz się domem, gotujesz, jesteś przy mnie. Naprawdę to cenię. I nie wiesz jak bardzo się cieszę i jestem dumna z takiej córki jak ty. - Uśmiecha się. Szczerze. 
- Mamo na pewno chodzi o to? Już wcześniej miałaś problemu w firmie, ale nigdy nie zachowywałaś się tak jak teraz. 
- Beth, jak mowie, że tylko o to, to znaczy, że o to. Nie drąż tematu i nie szukaj dziury w całym. Dobrze?
-Zrozumiałam. Ale jeśli byś czegokolwiek potrzebowała to pamiętaj, że jestem i zawsze będę przy tobie.
- Wiem córciu, wiem. 

***

Budzę się z dziwnym uczuciem. Spodziewam się, że będzie wszystko bolało. Jednak nie czuję bólu, właściwie jest mi dobrze. Mrugam powiekami, by rozproszyć mgłę, która zasnuła mi oczy i wtedy wyłania się obraz w postaci mojej przyjaciółki Amy. 
- Boże, Beth! Obudziłaś się! - Na twarzy pojawia się uśmiech a zaraz po nim łzy, które ciekną jej po policzku. - Panie doktorze! Obudziła się. - Zaraz jak wykrzykuję te słowa w sali pojawia się pan doktor. Mmm, i to niczego sobie doktorek.
- Obudziła się pani. Niezmiernie mnie to cieszy. - Ujawnia swoje bialusieńkie ząbki. Gdybym mogła to jestem pewna, że wpadłabym mu w ramiona. - Czy pamięta pani co się stało miesiąc temu?
- Miesiąc temu? Zapewne byłam w pracy. A czemu pan pyta o to co było miesiąc temu?
- Miesiąc temu została pani postrzelona.
- Postrzelona? Miesiąc?!
- Była pani w śpiączce. - O matko! Nie rozumiem.
- Aż tyle? Jak to możliwe?
- Postrzał trafił w wątrobę. Chcieliśmy jak najszybciej wyjąć kulę, ale niestety pojawiły się komplikacje. Musieliśmy przeprowadzić operację. Tak naprawdę powinna pani się obudzić jakieś 3 tygodnie temu, ale pan - doktor zaglądnął do swoich papierów - pan Rosenberg, błagał wręcz abyś mogła spać jak najdłużej. Nie chciał aby cię bolało cokolwiek po przebudzeniu.
- Pan Rosenberg? Noah Rosenberg? - Lekarz ponownie spogląda na swoje zapiski.
- Tak, dokładnie.
- Dlaczego go posłuchaliście? Z tego co się orientuję tylko rodzina może po prosić o taką przysługę.
- Ależ Pani Bethino, pan Rosenberg jest pani kuzynem. - Co takiego?! To chyba jakiś żart.
- Kuzynem? 
- Tak. - Uśmiecha się, nie świadomy tego jak został oszukany. Chyba mam sobie do pogadania z moim kochanym kuzynkiem. - Za chwile przyjdę i zrobimy dodatkowe badania.
- Dlaczego pozwoliłaś Noah'owi podać się za mojego kuzyna? 
- Posłuchaj. Chciał ci darować jakiegokolwiek bólu, chciał dobrze. Dlaczego miałabym mu w tym przeszkodzić? 
- Nie wiem.  Nie ważne, później sobie z nim porozmawiam. Gdzie on jest w ogóle? 
- Nie widziałam go. Był tu tylko raz. Wtedy kiedy cię przywieziono był przez całą noc kiedy cię operowali, poprosił o tą śpiączkę dla ciebie i wyszedł. Więcej się nie pojawił. - Zabolało. Zostałam postrzelona pod jego domem, a on nawet mnie nie odwiedził? Myślałam, że nie wiem. Chodź trochę się dla niego liczę. Jako koleżanka. Myliłam się. Ale po co w takim razie prosił o to bym przespała cały miesiąc? Och. Nie chce teraz o tym myśleć. Powracam do postrzału. 
- Zostałam postrzelona. Złapaliście tego kogoś? 
- Tak. Są w tymczasowym areszcie i czekają na rozprawę. 
- Pytaliście ich co wiedzą ze śmiercią mojej mamy?
- Dlaczego mieliby cokolwiek wiedzieć o jej śmierci? 
- Jak to dlaczego? Przecież przez to zostałam postrzelona..
- Beth, zostałaś postrzelona, ponieważ znalazłaś się w złym miejscu o złej porze. Kiedy wyszłaś z domu Noah'a obok trzech chłopaków było w trakcie obrabowywania sklepu, myśleli że ich widzisz i chcieli pozbyć się świadka. 
- Co? Nie. To na pewno nie tak.
- Beth, ja wiem, że jest ciężko. Zdaję sobie z tego sprawę. Ale musisz odpuść. To cię niszczy.
- Właśnie chodzi o  to, że ty nie wiesz. Nie rozumiesz. Wychowałaś się w idealnej rodzinie. Z ojcem, matką, rodzeństwem. Życie jak w bajce. Ja takiego nie doświadczyłam. Więc nie mów mi, że muszę odpuścić coś o czym ty nie masz pojęcia.
- No tak. Bo to zawsze ty jesteś ta poszkodowana. Jak zmienisz swoje nastawienie to daj znać. Cześć.- Zabiera swoje rzeczy i wychodzi. A ja głośno wypuszczam powietrze. Czemu ja taka jestem, co? Nigdy nie potrafię trzymać języka za zębami. Wtedy kiedy najbardziej potrzebuję przyjaciółki to ją odpycham. Gratuluję Beth, możesz być z siebie dumna. Mama zawsze tak do mnie mówiła, kiedy coś przeskrobałam. Uśmiecham się lekko.
- Co się tak uśmiechasz? - Słyszę znajomy głos.
- Evan!! - Krzyczę i moją twarz rozjaśnia szeroki uśmiech. - Chodź tu do mnie! Matko, jak ja się za tobą stęskniłam. - Evan podchodzi bliżej i siada na skraju łóżka.
- Ależ z Ciebie śpiąca królewna. - Gdy wypowiada te słowa od razu przypomina mi się to co zrobił Noah i czego nie zrobił. Kazał mnie trzymać w śpiączce i nie odwiedzał. Czuję ukłucie w klatce piersiowej. Jednak staram się je ignorować.
- Nie spałabym tak długo gdyby nie Noah.
- Bethino..
- Nie Bethinuj mi tu. Jakim prawem on miał władzę nade mną? Powiedział lekarzowi, żeby mnie utrzymał w śpiączce i tak się stało. Kim on jest, żeby decydować o moim życiu. co?
- Bath, ale on chciał dobrze. Nie możesz odpuścić i po prostu mu podziękować? On to zrobił dla twego dobra. Byś nie cierpiała.
- Och, jaki on miłosierny. I co teraz powinnam mu stopy całować?
- Dlaczego nie możesz to po protu przyjąć? To nic strasznego.
- Nie, ale zaraz po tym jak po prosił abym nie cierpiała to już więcej nie przyszedł i miał mnie głęboko w poważaniu. - Wypowiadam te słowa prawie szeptem.
- I to cię boli. Noah jest zapracowanym człowiekiem i mógł nie mieć czasu.
- Nie mieć nawet pięć minut na to by zobaczyć jak się czuję? - Evan otwiera usta by coś powiedzieć, jednak ja nie chce już nic słyszeć na ten temat - Nie ważne. Nie przyszedł to nie. I tak go nie znam i
sumie go nawet nie lubię. - Mówiąc te słowa staram się by zabrzmiały prawdziwie. Chyba tak się stało, ponieważ Evan już nic nie mówi tylko przytula mnie.- A słyszałeś o tym, że zostałam postrzelona bo byłam nie w tym miejscu co trzeba?
- Tak.. słyszałem te słowa.
- I co wierzysz w to? - Evan patrzy mi w oczy.
- Nie wiem Beth. To jest dziwne. Nie wierze w aż takie zbiegi okoliczności. Ale skąd oni by wiedzieli gdzie Noah mieszka?
- To takie pokręcone. Ale dlaczego nikt nie chce uwierzyć, że samobójstwo mojej mamy nie było wcale samobójstwem, ale morderstwem.
- Mamy zdjęcia, jeszcze inne rzeczy zbierzemy to wszystko i od nowa spróbujemy to wszystko złożyć w jedną całość. Może dzięki tym zdjęciom uda się coś ustalić. Cokolwiek.
- Oby. A gdzie są te zdjęcia?
- Jak to gdzie? Ty je masz.
- Ja? Nie mam ich. - Wyrywam się z objęć Evan'a.
- Dałem je tobie.
- No tak. Świetnie. Są u Noah'a.
- To musisz je odebrać.
- Odbiorę. Jak stąd wyjdę.
Sama myśl, że znowu zobaczę Noah'a przeraża mnie a jednocześnie powoduję szybsze bicie serca. Nie jestem pewna, czy chce go zobaczyć. Ale muszę.
- Panno Schiffer. - Do sali wchodzi pan doktor. Na jego plakietce widnieje napis Tom. Tom? Nie no, przystojny to on jest, ale imię ma beznadziejne.
- Tak? 
- Zabieram panią na badania.

***

- Gotowa? - Przytakuję głową. Evan chwyta torbę z moimi rzeczami i wychodzimy ze szpitala. - To co dzisiaj chcesz robić? 
- Moim planem na dzisiaj jest zobaczyć się z moim najdroższym kuzynem. - Uśmiecham się sztucznie. 
- Kuzynem? - Och, nie załapał. 
- Serio? - Unoszę brwi i patrzę na niego drwiącym wzrokiem. Chwila ciszy.
- No tak. Noah. A idziesz do niego bo... ?
- Nie, nie chce mu zrobić żadnej awantury, spokojnie. Chcę zabrać zdjęcia i zakończyć z nim znajomość. 
- Yhym, no skoro chcesz to dzisiaj zrobić to nie będę cię powstrzymywał. 
Wsiadamy do samochodu, przez całą drogę jedziemy w ciszy. Kiedy parkuje pod domem Rosenberg'a, dopiero wtedy orientuje się, że wcale nie podałam Evan'owi adresu.
- Evan?
-Hm?
- Skąd wiedziałeś gdzie on mieszka? - Cisza. - Evan?
- Wiedziałam.. bo.. kontaktowałem się z nim. - Moje serce przestaje bić.
- Powtórz proszę.
- Kontaktowałem się z nim.
-Okej, dlaczego?
- Chciałem odebrać te zdjęcia. - O Boże, co za ulga.
- A ja już wyobrażałam sobie nie wiadomo co. To czemu mi nie powiedziałeś? Och, Evan. Przecież wtedy nie musielibyśmy tutaj jechać. Ależ ty jesteś roztargniony, No dobra to możemy w takim razie jechać. - Zapinam pas i czekam aż zapali samochód i ruszy. Jednak nic takiego się nie dzieje. - Evan? Możesz jechać. - Uśmiecham się.
-On je wyrzucił.
- Co ty powiedziałeś? Noah wyrzucił moje, moje najważniejsze zdjęcia jakiekolwiek miałam?!
- Beth, tylko błagam cię, nie denerwuj się.
- Nie denerwuj się? Zdjęcia, które mogły mi jakoś pomocy zostały wyrzucone a ty mi mówisz nie denerwuj się?!
- Beth, naprawdę mi przykro.
- Taak, mi też. - Wysiadam z samochodu i trzaskam drzwiami.
- Beth, co ty robisz?
- Idę do niego.
- To nie jest dobry pomysł.
- Ależ on jest wręcz idealny.
- Proszę cię, nie rób głupstw.
- Ja? Głupstwa? Nigdy w życiu.
Oddalam się od Evan'a i idę do drzwi.
Pukam.
Cisza.
Pukam.
Nic.
Pukam.
Drzwi się otwierają. Jednak nie stoi w nich Noah tylko jakaś lalunia. Ból ściska mi żołądek. Kurde, ładna jest. Od razu pałam do niej niechęcią. Najchętniej powyrywałabym jej te włoski z główki.
Patrzy na mnie. Czy ona mnie właśnie zmierzyła?! Zapytałabym czy jest Noah, ale nie wiem czy byłaby zdolna cokolwiek wymówić. Ubogie słownictwo. Mijam ją i wchodzę do mieszkania.
Noah stoi do mnie plecami i gotuje. Gotuje. I jeszcze raz gotuje. Szok.
- Kochanie kto to przyszedł.
- Ja. - Gdy wypowiadam to słowo on od razu się prostuje. Odwraca się i spogląda w moją stronę.
- Beth, jak miło cię widzieć.
- Nie wątpię.
- Nie wiedziałem, że się już wybudziłaś.
- A skąd miałbyś wiedzieć? Przecież nawet nie raczyłeś zajrzeć, ale mam to gdzieś, Tylko jakim prawem podałeś się za mojego kuzyna i zażądałeś, żeby trzymali mnie w śpiączce, co?
- Przestań ciągle się nad sobą użalać, dobra?
- Co proszę? - Chyba się przesłyszałam.
- Nie mam zamiaru powtarzać. Ale chciałabym usłyszeć dziękuję.
- Dziękuję? Tym to możesz sobie dupę podetrzeć. Przyszłam po zdjęcia, które u Ciebie zostawiłam.
-Nie mam ich - Noah sprawdza swoje kieszenie od spodni i rozkłada ręce.
- Jak to nie masz? - Biorę głęboki wdech na uspokojenie.
-Normalnie. Te zdjęcia nic by ci nie dały. Jesteś wariatką, która ma obsesje na śmieci swojej matki.
A teraz mogłabyś opuścić mój dom? - On był dupkiem. ale teraz przechodzi samego siebie.
-Mam wyjść? Dobrze. - Rozglądam się po mieszkaniu. Zauważam kij baseballowy. Idealnie się nada. Biorę go do ręki i wedle rozkazu Noah'a wychodzę.
- Beth co ty robisz?
- Wychodze, tak jak grzecznie prosiłeś.
 Kieruję się na podjazd jego domu, gdzie ma zaparkowany swój kabriolet. Tak, to będzie wspaniałe uczucie, Biorę zamach i uderzam w szybę.
- To za to, że miałeś mnie w dupie i nie odwiedzałeś w szpitalu.
Biorę drugi zamach
Uderzam w maskę samochodu. Robi się wgniecenie.
- Za wyrzucenie moim zdjęć.
Powtarzam uderzenia. Kiedy czuję się zmęczona to podążam w stronę osłupiałego Noah'a.
- Teraz to masz przynajmniej powód by nazywać mnie wariatką. - Wkładam mu do ręki kij i odchodzę. A miało się obejść bez głupstw. Chyba coś nie wyszło.

________________________________________________________________________________
Rozdział wyjątkowo dodany według zaplanowania. Bądźcie dumni :D
 Jak Wam się podoba rozdział?
No i mile widziane będzie jak wytkniecie mi moje błędy w tym rozdziale ;) Będę wdzięczna ;)




środa, 8 lipca 2015

Rozdział V

Odkładam butelkę z winem i podnoszę na niego wzrok. Ma na sobie jeansy i czarną koszulkę, które opinają jego ramiona uwidaczniając przy tym jego mięśnie. Ciekawe co skrywa pod tymi ciuszkami. Beth! Skup się. Do tego dwudniowy zarost. Kwitując, facet marzenie.
- Nie, nie wyglądasz jak Ana.- Odpowiadam, śmiało patrząc mu w oczy.
- Słucham, masz okazję się wytłumaczyć. - Noah rozsiada się wygodnie na krześle. Spoglądam na niego, będąc pewna, że zobaczę u niego kpiący uśmiech. Jednak się mylę, z jego miny nie mogę nic wyczytać. Jest śmiertelnie poważny. - Należą mi się wyjaśnienia. Bo z tego co pamiętam jestem bufonem, mam mnóstwo kobiet co warto zaznaczyć, że cię to nie obchodzi...- dupek.
- Nie. - Mówię pewnym siebie głosem.
- Nie?
- Nie należą ci się żadne wyjaśniania. - Powtarzam. Jak już to robić to z godnością, prawda? - Należą się Tobie przeprosiny.
- Przeprosiny też nie są złe.
- Przepraszam Cię, byłam pewna, że szefowa jest na mnie zła. A Ciebie oskarżyłam o najgorsze mimo tego, że nie miałam żadnych podstaw. I tak strasznie mi głupio. Nie powinnam była Cię tak wyzywać, to było takie szczeniackie, zupełnie do mnie nie podobne. Nie miałam żadnego prawa cię osądzać- dukam. - Obwiniałam ciebie zamiast samej siebie i.. - słyszę wybuch śmiechu. I to jego. - To takie zabawne? - Krzyżuję ręce na piersi
- Tak, bo to nie codzienny widok, patrzeć jak się miotasz w swoich słowach i przepraszasz. - Z jego twarzy nie schodzi uśmiech. Boże, ma cudowny uśmiech.
- To dobrze, bo miałeś ostatni raz zaszczyt to oglądać.
-Nie wątpię. Ale przeprosiny są przyjęte tylko w połowie. Jesteś mi przecież winna randkę. - Słowo randka, ewidentnie zaznaczył.
- Nie było mowy o randce.
-Sama przecież tak to nazwałaś. Pamięć zawodzi? - Szlag by to!
-Przejęzyczenie.
- Ach, tak. To jest spotkanie, dobrze pamiętam? - Czy on sobie ze mną pogrywa, czy mi się tylko wydaję?
-Bardzo dobrze. I to spotkanie właśnie dobiegło końca, bo ja obecnie mam inne plany. - Mój telefon wydał z siebie dźwięk oznaczając, że przyszedł sms. Noah pierwszy sięgnął po mój telefon.
- Chyba już nie.
-Co takiego? - Wyrywam mu telefon z ręki i odczytuję treść sms'a

Kochaniutka nie dam rady dzisiaj, wypadło mi coś pilnego a w zasadzie wpadł mi ktoś a jeszcze dokładniej to na mnie wpadł, wszystko ci opowiem wieczorkiem jak zadzwonię. 
Kocham Cię.
A.

- W takim razie co oglądamy? - Noah bierze do ręki butelkę wina, wchodzi do salonu i siada na kanapie. Świetnie, nie dość że jest nieproszonym gościem to jeszcze czuję się jak u siebie w domu.- Masz zamiar tam tak stać czy przyjdziesz tutaj i w końcu zajmiesz się swoim gościem? - Noah uśmiecha się odsłaniając swoje śnieżnobiałe zęby. Mogłabym patrzeć na ten uśmiech godzinami i by mi się nie znudził. Matko, co ja plotę? Co za bzdety! 
-Co chcesz oglądać? - pytam, podchodząc do półki z płytami DVD
-A co polecisz? 
- Miałam zaplanowane komedie romantycznie, ale że ty się pojawiłeś to może horror? 
- A co ty myślisz, że jak jestem facetem to nie mogę oglądać taki filmów o miłości? 
- Yhym, dokładnie tak myślę.
-I masz rację. - Znowu ten uśmiech. Noah wstaję, podchodzi do mnie. Czuję jego oddech na swojej szyi. Nie jest dobrze, nie jest dobrze. Sztywnieje. Uspokój się, to nic takiego. - O, masz "Naznaczonego" - wyciąga rękę po płytę i ociera się swoimi ustami o mój policzek. Przechodzą mi dreszcze. Noah zaraz odchodzi ode mnie, nieświadomy reakcji mojego ciała na jego. Albo i świadomy, ale tego nie pokazuje. Noah włącza film i usadawia się na kanapie a ja zaraz obok niego. 
Jednak nie potrafię się skupić na filmie. Moje myśli ciągle wędruję ku mężczyźnie siedzącym tuż obok. Nagle czuję jak dostaje popcorn'em w twarz. Odwracam się w jego stronę.
- Co to ma być? - Biorę w dłoń popcorn i pokazuje mu przed nosem.
- Śmiem twierdzić, że popcorn, ale głowy nie dam uciąć. - Noah łapię się za brodę i zaczyna ją trzeć robiąc pozory, że myśli. 
-Bardzo śmieszne. - Zaraz po tych słowach, odwracam się od niego i staram się skierować całą moją uwagę na film. Jednak za chwile znowu dostaję popcorn'em. Jeszcze raz to się powtórzy a przysięgam, że dam mu w twarz. I powtarza się. 
-Przestań! -Powstrzymuję się by nie krzyknąć. 
- Beth, no proszę cię. Jaka ty jesteś sztywna. 
- Ja sztywna?
- Tak i to bardzo.
- To mnie jeszcze nie znasz.
- Jesteś sztywna i zawsze będziesz. - Czy ja się przesłyszałam. On sobie kpi. O nie, koniec tego dobrego. Podnoszę się z kanapy i wychodzę do kuchni.
- Tak, tak, masz rację. Najlepiej odejść. Dziewczyno weź czasami... Coś ty zrobiła?! - Wylewam na niego całą butelkę wody. Trochę zmarnowałam wody, dzieci w Afryce usychają z pragnienia a ja je marnuję na takiego mężczyznę, ale patrząc na jego wyraz twarzy mogę powiedzieć, że warto było.
- I co? Dalej jestem sztywna? 
- Zrobiłaś wielki, ale to wielki błąd.
- Noah daj spokój, wyluzuj, Co się tak awanturujesz. Noah, no proszę Cie, jaki ty jesteś sztywny.
- Dobra jesteś. Ale ja lepszy. 
- Jesteś tego pewien?
-Tak i zaraz ci to udowodnię.
-Śmiało. - Udaję pewną siebie, ale nie mam pojęcia jakie on ma zamiary wobec mnie. I nie jestem pewna czy chce je poznać. Noah pochodzi do mnie i bierze mnie na ręce.
- Co ty wyprawiasz?! Puść mnie! - Próbuję jakoś wyrwać się z jego uścisku, ale to na nic.
-Możesz powtórzyć? - Noah cały czas idzie przed siebie. Najprawdopodobniej do łazienki. Co on chce zrobić?
- Mówię, żebyś mnie puścił.
-Wedle pani rozkazu. - I robi to. Puszcza mnie. No w pewnym sensie. Bo ląduję w wannie, z której i tak nie mogę wyjść. Czy on chce zrobić to co myślę?
-Noah, spokojnie. To nic takiego. Nie rób tego.
-Ale czego? Tego? - I odkręca kran. A ja w parę sekund jestem cała mokra.
-Tak. Tego! 
- Dalej uważasz, że jestem sztywny? 
- Nie, jesteś w pełni wyluzowany, a teraz proszę cię zakręć tą wodę! - Tak też robi. - Nienawidzę cię.
- Oj nie przesadzaj. - Okrywa mnie ręcznikiem. - Idź się przebierz bo zamarzniesz a ja idę posprzątać salon.
 Zajmuję mi dobrą chwile sprowadzenie się do prządku. Włosy zostawiam rozpuszczone. Zakładam inne szare dresy ale tym razem luźną koszulkę. Zastanawiam się czy nie ubrać coś normalnego, ale przecież już widział mnie w dresach i w bokserce, więc jaka to już różnica? Wychodzę z łazienki i widzę jak Noah zmywa naczynia. Piękny widok. Wszystkie jego mięśnie pracują. Zasycha mi w gardle. Mogłabym tak patrzeć godzinami, ale nie mogę. Zapewne ma dziewczynę. Odchrząkam. Noah się odwraca i uśmiecha. 
- Już jesteś. I jak się czujesz?
- Czuję się... sucho. - Noah wydaję z siebie lekki czysty śmiech. Takiego jeszcze nie słyszałam... jest taki prawdziwy. Piękny. 
- To dobrze.  - Nic więcej nie mówimy. Ja sprzątam śmieci i daję je do worka do wyrzucenia. Ubieram klapki i narzucam na siebie płaszcz, muszę na chwile pobyć sama a wyrzucenie śmieci jest dobrym pretekstem. 
-Pójdę wyrzucić śmieci i zaraz wracam. 
-Nie, zostań. Dopiero wyszłaś z kąpieli. Ja to zrobię.
-Dobrze.
Zostaję sama. Biorę głęboki wdech. On jest taki.. inny. Jest bezczelny i to bardzo.. ale ma to coś, co powoduję, że kobiety do niego wzdychają. Nie możliwie, żeby nie miał dziewczyny, ale to dlaczego jest teraz u mnie, a nie u niej? Moje rozmyślania przerywa dźwięk rozbicia wazonu. Ah, jaki ten Noah potrafi być roztrzepany. Odwracam się. To nie on! Przede mną stoi zamaskowany mężczyzna. Chce krzyknąć. Jednak nie potrafię wydobyć z siebie żadnego dźwięku. Podchodzi do mnie. Jest coraz bliżej i bliżej. Odsuwam się. Jednak zaraz moje plecy zderzają się z ścianą. Uderza mnie w twarz. Wydaję z siebie cichy jęk i upadam na podłogę. Próbuję złapać oddech. Czuję pulsujący,rozrywający ból w okolicach kości ciemniowej. Napastnik stoi nade mną, pochyla się a ja czuję tuż przy uchu jego oddech. Wzdrygam się.
-Chcesz żyć? Radzę sprawę matki pozostawić w spokoju. Inaczej nie skończy się na guzie. Uważaj, polują na Ciebie. I odchodzi. Koniec.
Słyszę jak jego kroki coraz bardziej cichną, aż w końcu nastaję głucha cisza. Wypuszczam powietrze. Do tej pory nie zdawałam sobie sprawy, że je wstrzymałam. Podnoszę się i od razu tego żałuję. Czarne plamki pojawiają mi się przed oczami. Przytrzymuję się blatu i biorę trzy głębokie wdechy.
Uspokajam się.
-Beth? Co tu się stało? - Noah wchodzi do mieszkania i rozgląda się zszokowany.
-Nic takiego. - Wzdycham. Sięgam po szufelkę, zmiotkę i zamiatam potłuczone szkło.
-Głupia odpowiedź. Zostaw to szkło. - Wyjmuję mi z rąk rzeczy, odkłada je i usadawia siebie na kanapie a mnie za swoich kolanach. Przez chwile czuję się skrępowana siedząc na nim, jednak zaraz się do niego przytulam i zaczynam cicho płakać. On nic nie mówi. Tylko mnie przytula i to mi wystarcza.
Dzwoni telefon. Mój telefon. Boję się po niego sięgnąć. Nie mam pojęcia kto o tej porze może dzwonić. Biorę głęboki wdech, wstaję i spoglądam na wyświetlacz. Evan! Dzięki Bogu!
-Halo? Evan?
-Beth, wszystko okej? - Skąd to pytanie u niego?
-Nie do końca.. czemu o to pytasz?
-Ostatnio po naszej rozmowie nie mogłem ścierpieć, że twoja sprawa z matką stoi w miejscu, dlatego trochę głębiej poszperałam i znalazłem coś..
-Co takiego?
-Nie mogę powiedzieć przez telefon, jednak nie po to do Ciebie dzwonie.
-Nie?
-Zostałem napadnięty, grożono mi za to co znalazłem.
- O matko! Nic ci nie jest? - Zakrywam dłonią usta. Noah widząc moją reakcję od razu wstaję i podchodzi bliżej.
-Nie, jest okej. Najważniejsze,że nie zabrali mi tego.
-To nie jest najważniejsze! Mi też dzisiaj grożono..
-Co?! Ale jesteś cała, rozumiem?
-Tak,tak.
-Uf, to dobrze. Może przyjadę, nie powinnaś być sama.
-Nie, nie. spokojnie. Jest ze mną Noah.
-Jaki Noah?
-Nie ważne, później ci opowiem. A co znalazłeś?
- Zdjęcia. Twojej mamy i mężczyzny. Nie wiem, może go znasz...
-Muszę zobaczyć te zdjęcia. Jesteś w domu? Super. To ja po nie przyjadę za chwile.
-Jak to? Nie masz prawka.. A no tak Noah. Dobra to ja czekam.
Po mimo tego co się jakiś czas temu wydarzyło jest niczym z porównaniu z nową informacją. To jest dla mnie wszystkim i ja nie zamierzam się poddać. 
-Musisz mnie zawieźć do Evan'a.
-Zaraz,zaraz. Po kolei. Kto to jest Evan? Kto i dlaczego tutaj był i ci groził? Po co musimy jechać? I chciałbym cię poinformować, że śpisz u mnie w domu.
-Evan to mój przyjaciel. Nie wiem kto to był, wiem tylko, że chciał abym wiedziała, że na mnie polują, cokolwiek to znaczy. Musimy jechać do Evana'a po zdjęcia, które są bardzo ważne. I jak to śpię u Ciebie? Nie ma takiej opcji.
-Ależ jest taka opcja. I nie wiem czy zauważyłaś, ale to nie było pytanie czy zechciałabyś u mnie spać tylko stwierdzenie. Co oznacza, że w tej sytuacji nie masz nic do gadania. Idź, weź najpotrzebniejsze rzeczy.
Tak też robię. Nie uśmiecha mi się spędzenie nocy w domu Noah'a. Nie znam go. Jednak jest policjantem,prawda? Nic mi przy nim nie grozi. I takiej myśli się cały czas trzymam.
Gdy jestem już spakowana,, zamykam mieszkanie a Noah zabiera moją torbę i wkłada ją do samochodu.
Kieruję go pod dom Evan'a. Zamieniam z nim parę słów, opowiadam co się stało w moim mieszkaniu i umawiamy się na jutro. Po tym Evan przekazuję mi kopertę ze zdjęciami i się żegnamy. Wsiadam do samochodu Noah'a i jedziemy do jego mieszkania. Gdy jesteśmy już pod jego domem  Noah wysiada z samochodu, paroma dużymi krokami jest już z mojej strony i otwiera drzwi bym mogła wysiąść. Cisnął mi się na usta  słowa "Co za dżentelmen", ale się powstrzymuję. Uśmiecham się do siebie. Naprawdę robię się wredna.

-To teraz opowiedz mi na spokojnie o co w tym wszystkim chodzi. - Noah podaje mi kubek gorącej czekolady i usadawia się w fotelu, naprzeciwko mnie.
-Moja mama zginęła dwa lata temu. Policja uznała, że to było samobójstwo. Ja w to nie wierzę. I przez ostatnie dwa lata szukałam  dowodów na to, że to było zabójstwo, ale jak widać z marnym skutkiem. Aż do teraz. - Przypominam sobie o kopercie, o której zapomniałam. Otwieram ją i zaczynam oglądać zdjęcia, które pierwszy raz widzę na oczy.
***

Jaki ten człowiek jest uparty. Jak to możliwe, że przedstawione dowody, uargumentowana teoria (bardzo realna) nie wystarcza mu na to by na nowo wszcząć śledztwo?! Tylko arogancki bufon i jego duma nie mogą mu pozwolić przyznać mi racji. Przecież to chodzi o moja mamę!
-Czy ty tego nie widzisz?-Wydzieram się na niego.
-Beth, zrozum że to są tylko teorie, twoje domysły, które tak naprawdę mogły nie mieć miejsca.-Noah próbuje spokojnie mi wytłumaczyć. Jednak to jeszcze bardziej mnie denerwuję, wolę jak na mnie krzyczy.
-Słucham? Czy ty tego nie widzisz na tych zdjęciach? Znam swoją matkę i na pewno wiem, że nie poddała by się tak łatwo, odbierając sobie życie. Zacznijmy od tego, że ktoś robił jej te zdjęcia gdy wykonuje zwykłe czynności, nie licząc tego jednego gdy rozmawia z obcym mężczyzną. Ktoś ją obserwował! Nie wydaję Ci się to dziwne? I kilka dni później niby popełnia samobójstwo. Masz rację, co za zbieg okoliczności!
-Cholera jasna! Beth!- Koniec tego dobrego. Szanowny pan Noah Rosenberg powrócił! Witamy
w szarej rzeczywistości.-Wmawiasz sobie rzeczy nie stworzone. Może z tym obcym dla Ciebie mężczyzną miała romans a ty nie dopuszczasz do siebie tej myśli. Jak widzimy na tym zdjęciu  może on właśnie z nią zerwał a ona nie chciała żyć bez z niego, więc się zabiła.
-Noah, ty siebie słyszysz? Ta twoja historia brzmi jak z kiepskiego dramatu miłosnego.- Patrzę na niego krzywo.
-Ty już masz obsesje na tym punkcie. Zwariowałaś. Naprawdę.- O nie, tego już jest za wiele. Usiłuję mi wmówić, że jestem wariatką?!
- Prędzej zwariuję gdy zostanę z tobą jeszcze chwilę dłużej.- Zaczynam ubierać płaszcz i buty.
-Możesz mi powiedzieć, gdzie się wybierasz o tej porze?
- Muszę ci się tłumaczyć gdzie idę? Nie rozśmieszaj mnie. Nie jesteś moją niańką.- Odwracam się napięcie i kieruję w stronę drzwi. Trzaskam nimi bardziej niż zamierzam. Nie mam ochoty wychodzić z jego mieszkania. Zwłaszcza po tym co wydarzyło się zaledwie 30 minut temu. Nie mogę jednak tam siedzieć i wysłuchiwać tego, jak twierdzi, że ubzdurałam sobie to wszystko. Przecież wiem że moja mama, nigdy by mnie nie zostawiła. Nawet po śmierci taty dała radę. Po mimo tego jak bardzo cierpiała nie pozwoliła by ten ból ją zabił. Walczyła, nie poddała się dla mnie, dla 8 letniej dziewczynki.
Więc teoria Noah'a jest niedorzeczna. Nagle słyszę wystrzał z pistoletu a mnie przeszywa ból. Dotykam ręką brzucha i czuję coś mokrego, lepkiego. O matko! Robi mi się ciemno przed oczami, czuję jak osuwam się na ziemie. Już drugi raz wciągu dnia!
Czyjaś ręka podtrzymuje mnie. Chcę się odwrócić aby zobaczyć kto jest za to odpowiedzialny, jednak nie mam już siły walczyć ze zmęczeniem. Chcę tylko zasnąć i odpocząć.
-Beth, nie rób mi tego. Patrz na mnie.- Zdążam tylko usłyszeć znajomy głos.
_________________________________________________________

Bardzo duże opóźnienie! Wręcz nie dopuszczalne! Zdaję sobie z tego sprawę. Mam u wszystkim ogromne zaległości w rozdziałach. Ale postaram się je jak najszybciej nadrobić. A teraz moje usprawiedliwienie. A więc... popsuł mi się komputer i nie miałam jak pisać a zaraz jak przywieźli już naprawiony to internet padł. Normalnie myślałam, że padnę.Zaraz potem jak wszystko działało, pojechałam na wakacje i dzisiaj wróciłam i od razu postanowiłam napisać rozdział. Jest najdłuższy ze wszystkim moich rozdziałów, ale to zapewne dlatego, że jest dodany prolog ;)

*A co myślicie o tym rozdziale?
* Jak Wam się podobał wieczór Noah'a i Beth gdy byli razem?
* Jakieś przepuszczenia co to zamaskowanego mężczyzny? Kim może być?
* Poznaliście trochę Noah'a z innej strony, tej milszej. I co sądzicie?
* I jak Wam podoba się końcówka?

Ps. Chciałabym tylko dodać, że końcówka tego rozdziału przed prologiem.. To z tym Evan'em ich rozmową i ogólnie z tym wszystkim.. wiem, że trochę wyszło słabo. Ale naprawdę nie mam już siły bardziej tego rozwijać i niestety wyszło jak wyszło :( Ale ogólnie to mam nadzieję, że rozdział się Wam spodoba ;)
I do tego, że pisałam go po nocy to zapewne jest  wiele błędów, więc bardzo mile widziane będzie gdy mnie poprawicie, napiszecie co jest nie tak ;)
Całusy :* :*