środa, 29 kwietnia 2015

Rozdział III

Czy stwierdzenie, że grozi mi śmiertelne niebezpieczeństwo nie jest przypadkiem przekoloryzowaniem? Nie mam pojęcia. Ale jakieś niebezpieczeństwo w końcu mi grozi... Gdy opowiedziałam mu w jakiej znajduję się sytuacji .. on krzyknął. Tak, to zadziwiające. Policjant i nie zapominajmy dodać, że jeden z najlepszych policjantów zaczął krzyczeć z przerażenia, że jestem w niebezpieczeństwie. Czy to nie dziwne? O tak, i to bardzo.
Nagle poczułam jak moje ciało się telepie, jakby ktoś nim potrząsał, ale nikogo nie było w pobliżu.
Słyszę jak ktoś woła moje imię. Dźwięk jest przytłumiony, jakby wydobywał się z jakiejś studni.. Wszędzie robi się jasno, a ja czuję jak ktoś mnie uderzył w policzek. Łapię oddech i otwieram szeroko oczy...
-Beth!!- O tak. teraz słyszę wyraźnie... tylko gdzie ja jestem? Rozglądam się i znajduję się w moim pokoju.- Czyś ty kobieto oszalała do jasnej nędzy?  Dzwonisz do mnie w środku nocy, że jesteś w parku, ktoś cię goni, ja jeżdżę szukam cała przerażona a ty sobie śpisz w najlepsze! Tak nie będziemy się bawić. Wstawaj, ale to już. - Ana, ściąga ze mnie kołdrę, a ja dalej nie wiem co się dzieję. Czyżby mi się to wszystko śniło? Ale to było takie realne... - Co się tak tępo gapisz? Masz zamiar mnie jeszcze ignorować?
-Anastasia...
- Nie Anastasiuj mi tu teraz! O jaką ja ci rumbę zrobię. Na śmierć mnie przestraszyłaś!
-Ale daj mi wytłumaczyć!- Chociaż nie mam pojęcia jak mam to zrobić, bo sama nic nie rozumiem z tego wszystkiego.
-Spokojnie, wytłumaczysz się, przyjdzie na to czas. Najpierw jedziemy na policję, byśmy mogły odkręcić twoje rzekome zaginięcie! Jaką z siebie kretynkę zrobiłam...
-Na po-policję?- Próbuję wydukać.
- Nie, do Świętego Mikołaja.
-Możesz przestać już?! Daj mi chwilę pomyśleć bo sama nie wiem co się dzieje. - Krzyczę na nią, Ana sztywnieje, jest zaskoczona moim wybuchem, ja również. Opadam na łóżko i chowam twarz w dłoniach. Przyjaciółka siada obok i obejmuje mnie. Siedzimy tak dłuższy czas. Próbuję dojść do tego co się właśnie działo.. Zadaje sobie pytania czy byłam w parku? Czy ktoś mnie gonił? I czy zadzwoniłam do Noah'a?
-Powiesz co się stało? - Ana, wymawia słowa prawie szeptem.
-Gdybym sama wiedziała co.
-Może najlepiej zacznij od początku..
-Miałam iść spać, ale zadzwonił ktoś do mnie i powiedział, że wie coś o śmierci mamy, więc pewnie jak się domyślasz ja głupia poszłam do parku, tam mieliśmy się spotkać. I słyszę jak dwóch facetów rozmawia ze sobą i mówili o mnie. Że coś mi zrobią, więc ja zaczęłam uciekać.. Przypomniałam sobie, że mam numer Noah'a, jest policjantem więc wydawało mi się, że najlepiej do niego dzwonić.. i mówię mu że jestem w parku i ktoś mnie goni a on zaczął krzyczeć.- Śmieje się gorzko.
-Nie Bethino...Ty zadzwoniłaś do mnie, mówiłaś coś nie wyraźnie, ale zrozumiałam właśnie, że mówisz coś o parku i o tym, że ktoś cię goni. I to ja krzyknęłam z przerażenia.- Anastasia wypowiada te słowa spokojnie ale też jakby ze strachem. Patrzy na mnie podejrzliwie. Przez chwilę czuję się jak wariatka.
-Przecież ja nawet nie zdążyłam zasnąć! Kładę się do łóżka i bum telefon, więc wstaje ubieram się i idę do parku. Więc gdyby miał to być sen, to kiedy?
-Beth, dzwoniłam do ciebie wczoraj, odebrałaś i nie można było się z tobą dogadać bo byłaś nachlana w trzy dupy. Rozłączyłam się a ty pewnie poszłaś spać. Po prostu rzeczywistość pomieszała ci się ze snem.- To jest logiczne. Jednak ja nie pamiętam bym w ogóle piła coś wczoraj.. ale pewnie tak musiało być. Tylko jakim cudem nie mam kaca?
-A co z kacem?
-Ty nigdy nie masz kaca.. i to wielu mężczyzn ci zazdrości.
-Masz rację. A ty tak na poważnie mówiłaś z tą policją?
-Z jaką policją? Ach .. niestety tak. Ubieraj się, musimy tam jechać...Co prawda powinno minąć 24 godziny, ale przekonałam ich że coś się z tobą stało i oni mi niestety uwierzyli i teraz musimy to odkręcić.
-Czekaj...nie musimy nigdzie iść.
-Co?
-Chwilka, zadzwonię do Noah'a.- Sięgam po telefon i wyszukuję nazwę "seks telefon". Ana patrzy na mnie dalej nie wiedząc o co mi chodzi. Ale ja się tym nie przejmuję i wciskam zieloną słuchawkę. Po czterech sygnałach słyszę znajomy głos.
-Halo?
-Noah? - Nie przemyślałam tego. Co ja mam powiedzieć? Och, to był jednak błąd.
-O proszę.. stęskniłaś się już, że na następny dzień dzwonisz? Ja wiem, że jestem jak świeża bułeczka i zaraz mnie nie ma, ale dla ciebie kotek znajdę czas.- Po mimo tego, że go nie widzę jestem pewna, że w tym momencie wychodzi uśmiech na jego twarzy. Co za kretyn!
- Widzę, że braku pewności ci nie brakuję. Nie martw się, ja dużo czasu ci nie zajmę. Chciałabym abyś anulował moje zaginięcie.
-Jakie zaginięcie?
-Zaszła pewna pomyłka i zostałam uznana za osobę zaginioną.. więc mógłbyś mi pomóc i po prostu to.. nie wiem jakąś usunąć, cokolwiek z tym zrobić?
-Ale to będzie Cię sporo kosztowało..
-Słucham?
-Tak,tak. Ale myślę, że kolacja w Faicco's Pork Store mi to wynagrodzi.- Wybrał najdroższą restaurację, on myśli, że ile moja pensja wynosi?! Jednak za nim mój mózg zdąży przetrawić tą wiadomość usta podjęły już decyzję.
-Dobrze.-Słyszę swój głos. Żadne dobrze, na kolacje, ja z nim? Nie ma mowy!
-Dobrze?- Noah też jest zszokowany. Jednak szybko się otrząsa i kontynuuje.- W takim razie w poniedziałek o 20-tej pod restauracją.
-Świetnie!- Po tych słowach wciskam czerwoną słuchawkę i rzucam telefon na łóżko.
- I co, załatwi to? - Ana ostrożnie pyta.
-Tak, ale muszę iść z nim na kolację.
-Gdzie?
-Do Faicco's Pork Store.- Odpowiadam ponuro.
-To super! Idziemy na zakupy.- Ana pociera ręce, jakby knuła chytry plan. Już się boję.

***

Zawsze myślałam, że w niedziele sklepy są nieczynne. Bo kto by chciał pracować w taki dzień? Jak się okazuję są tacy ludzie, na mojej nie szczęście. W galerii handlowej spędzamy pół dnia, ale nie mogę narzekać. Kupuję wiele niepotrzebnych mi rzeczy, ale za to jakie piękne! Evan'owi by się spodobało, na pewno. On uwielbia zakupy!
 Najbardziej cieszę się z śnieżnobiałej sukienki z koronką, ma grube ramiączka, wcięcie w talii a od bioder sukienka jest rozkloszowana a długość sięga kolan. Jest idealna, niezbyt wyzywająca ale też nie jak zakonnica. Perfekcyjnie pasuję na kolacje w drogiej i ekskluzywnej restauracji. Od razu jak ją ujrzałam zakochałam się w niej. Jest prześliczna.
-Zobaczysz, ten policjant oszaleje na twoim punkcie! - Ana pała optymizmem w przeciwieństwie do mnie.
- Nie jestem pewna czy tego chce.
-Oj daj spokój! Widziałam go raz i nie możesz zaprzeczyć że jest jednym z najprzystojniejszych mężczyzn w tym mieście! I ty idziesz z nim na kolację, kobieto ty to masz szczęście. - Taak, szkoda tylko że jakoś nie doceniam tego szczęścia.
Gdy wychodzimy z galerii jest już 18-ta, ciepły wietrzyk muska nasze twarze, przebiega mnie dreszcz. Rozglądam się dookoła i widzę dzieci bawiące się na placu zabawach w berka, mają buzię roześmianą, życie beztroskie. Uśmiecham się do siebie, nie dawno sama takie miałam. Ale już nie i nigdy więcej nie będę takie miała.
Anastasia podwozi mnie pod dom, sięgam po papierowe torby z zakupami, ściskam przyjaciółkę na pożegnanie i opuszczam jej samochód. Ona odjeżdża a ja przyglądam się jeszcze chwilę za znikającym samochodem. Kieruję się w stronę drzwi i rozpoczynam poszukiwania klucza od domu w mojej torebce. Trwa to dłuższą chwilę zanim je znajduję i wchodzę do mieszkania. Zdejmuję szpilki, kurtkę i wchodzę do sypialni gdzie zostawiam zakupy. Rozglądam się po mieszkaniu i już wiem, że muszę wziąć się za porządki. Zaczynam od kuchni, wyrzucam zaschnięty chleb, opakowania po przyprawach a garnki i sztuczce wkładam do zmywarki. Wyciągam zmiotkę i zaczynam zmiatać okruchy z podłogi w jedną kupkę, którą zmiatam na szufelkę a jej zawartość wrzucam do śmietnika.
Zostaję mi jeszcze tylko umycie kuchenki, co zajmuję mi 20 minut. Spoglądam na zegarek jest parę minut po 19-tej. Jeszcze łazienka i salon. W salonie muszę pozbierać tylko swoje ciuchy i opakowania po chipsach, ciastkach, które zaraz lądują w śmietniku. Zaglądam jeszcze pod ławę i znajduję tam pustą butelkę szampana. Przypomina mi się mój sen i od razu dostaję dreszczy. Dalej nie mogę uwierzyć, że mój sen był snem. Wszystko co się działo, ten strach, serce które biło jak oszalałe..czułam to. Więc jakim sposobem jest to nie prawda? Alkohol nigdy nie mieszał mi w głowie, jednak zawsze musi być ten pierwszy raz, prawda? Ostatni raz spoglądam na butelkę i ją również wrzucam tam gdzie jej miejsce. W ten sposób mam już zapełniony śmietnik. Udaję się do łazienki, gdzie myję wannę, toaletę i lustro. Kiedy łazienka lśni czystością bez zastanowienia ściągam z siebie ciuchy, odkręcam wodę i zapełniam nią do połowy wannę. Relaksuję się, pozwalam by wszystkie mięśnie mogły się rozluźnić i odpocząć. Po dłuższej chwili kiedy jestem już umyta, wychodzę z wanny, okrywam się ręcznikiem i kieruję się w stronę szafy. Wyjmuję z niej dłuższy podkoszulek i zastanawiam czy wziąć spodenki, jednak od razu odrzucam tą myśl bo wiem, że będzie mi za gorącą. Przebieram się, zmywam ostatki makijażu i kładę się spać z myślą, że jutrzejszy dzień może się zaliczać do tych jednych z najlepszych jak i najgorszych. Jutro w końcu dowiem się czy awansowałam. I spotkam się z szanownym panem Rosenbergiem. Po mimo, że nie chce się przed sama sobą przyznać, nie mogę się doczekać spotkania z nim. I to mnie przeraża.

_________________________________________________________________________________
Przepraszam bardzo za tak długą nieobecność. Miałam egzaminy i troszkę stres dopadł.
Teraz jak jest troszkę wolnego to postaram się napisać tak z wyprzedzeniem abym mogła regularnie dodawać rozdziały ;)
A co do tego rozdziału.. to jakoś nie pałam do niego sympatią. Ostatnio nie miałam weny i jakiekolwiek zdanie wymagało ode mnie wielkiego wysiłku. Ale mam nadzieję, że nie jest jakoś bardzo tragiczny i przeszliście przez niego żywi :P
Jak pewnie zauważyliście zmieniłam sposób pisania. Ten rozdział był pisany w czasie teraźniejszym natomiast poprzednie pisałam w czasie przeszłym. I chciałabym spytać jak lepiej się Wam czyta? Bo mi jakoś do gustu przypadł czas teraźniejszy, ale to w jaki sposób będę pisać zależy i wyłącznie od was ;)
Chciałabym jeszcze tylko dodać, że po prawej stronie jest zakładka " wasze pomysły" zachęcam was serdecznie abyście tam weszli i jest wszystko napisane o co chodzi ;) 
Zachęcam również do komentowania, czytanie waszych komentarzy wywołuję na mojej twarzy szeroki uśmiech. Nie ważne czy jest to opinia pozytywna czy też negatywna, ważne że podzieliliście się swoim zdaniem ;) 
Z mojej strony to wszystko, pozdrawiam :* 



niedziela, 5 kwietnia 2015

Rozdział II

Nie mogłam się ruszyć. Patrzyłam jak oniemiało na Noah'a. Nigdy się od niego nie uwolnię. Dzisiaj miał na sobie garnitur. Serio? To ma być wywiad, a nie jakieś zdjęcia, co on sobie myśli, że już jest gwiazdą? Jeśli tak, to zaraz mu przypomnę że jest tylko gliną z Nowego Jorku, wielka mi rzecz. Przyjrzałam mu się lepiej. Dlaczego on musiał tak dobrze wyglądać? Mam nadzieję, że nie westchnęłam tutaj... Nawet w worku na ziemniaki by wyglądał jak grecki bóg. Beth, o czym ty myślisz! Naprawdę jest ze mną coraz gorzej. Zdobyłam się na odwagę i przeszłam przez salę, wtedy raczył na mnie spojrzeć. Chwila,chwila. Czy mi się wydaję, czy on się teraz uśmiecha? I nie jest to uśmiech "jak dobrze cię widzieć" tylko bardziej w stylu "Idzie ofiara losu" Ten dzień na pewno nie będzie się zaliczał do najlepszych. Spokojnie, są to sprawy służbowe. Opanuj się.
-Witam.- Powiedziałam oschle. Mam nadzieję, że tak przynajmniej zabrzmiało.
-Panna Beth, witam serdecznie.-On kpi sobie ze mnie,prawda?
-Napiję się pan czegoś?-Spróbowałam się uśmiechnąć.
-Ależ nie chciałbym robić pani kłopotu.-Zaraz nie wytrzymam. Nie chce robić mi kłopotu? Oddycha tym samym powietrzem co ja, to wystarczający problem.
-Darujmy sobie już to gadki szmatki i przejdźmy do rzeczy. Pytanie pierwsze..
-Widzę, że ty to cały czas jesteś taką jedzą, czyż nie?
-Pytanie pierwsze- AWANS! pamiętaj Beth to najważniejsze. Przeżyjesz ten dzień. Zrobisz wywiad i więcej go nie zobaczysz.-Dzięki czemu zawdzięcza pan swój sukces pracy?-Noah spojrzał na mnie pytająco. Czyżbym go zaskoczyła ignorując jego docinek... w takim razie 1 do 0 . Noah odchrząknął.
-Wydaję mi się, że tak naprawdę miałem szczęście wielu przypadkach. Nie można mówić tutaj o tym, że sukces mogę zawdzięczać tylko moim umiejętnością detektywistycznych, jednak one bardzo mi pomogły.
-Czyli osiągnął pan sukces dzięki szczęściu?- Próbowałam się nie roześmiać.
-Można tak powiedzieć.
-Co za skromność.-Powiedziałam pod nosem.
-Rodzice mnie tak wychowali.
-To dobrze, ale jak widać nie wykorzenili u pana chamstwa, arogancji i wiele innych epitetów jakie mogłabym tutaj rzucać.-Uśmiechnęłam się sztucznie.
-Chciałabym Ci przypomnieć, że od tej rozmowy zależy twój sukces, także radził bym troszeczkę powstrzymać twoją niewypaloną buźkę.-Szczęka w tym momencie uderzyła o podłogę. Skąd on przepraszam bardzo wiedział o moim awansie? Nie ważne. W końcu to glina.
Reszta pytań nie była tak burzliwa. Przeżyłam. Tak naprawdę, to Noah wiele przeżył z tego co się dowiedziałam. Jeśli mówił prawdę, a zakładamy, że tak.
-To na tym koniec. Dziękuję za poświęcony czas.- Chciałam jak najszybciej opuścić to pomieszczenie. Jednak on był szybszy i zagrodził mi drogę. Czego on jeszcze chciał?
-Nie myślisz chyba, że tak Cię wypuszczę po tym jak mnie potraktowałaś.
-Słucham?
-Tak, dobrze słyszałaś. Jesteś mi winna kawę, za to co mówiłaś. I jeśli chcesz bym powiedział twojej szefowej jak dobrze się spisałaś, to radzę wydać ci te parę groszy na tą kawę- Wyrwał mi telefon z ręki i coś tam zapisał. A ja nie mogłam wydusić słowa. Jednak po dłuższej chwili doszłam do siebie.
-Potrzebujesz szantażu, by umówić się z dziewczyną? Gratuluję.
-Po prostu po co mam tracić kasę na kawę, skoro mogę ją mieć za darmo. Co prawda twoje towarzystwo będzie mi obrzydzać delektowanie kawą, ale no cóż.. poświęcę się.- Wybałuszyłam oczy.
-Wiesz co? Podziwiam Cię!
-Co?
-Tak, bo to naprawdę coś, żyć z samym sobą. Serio. Ja to bym chyba wolała się zabić niż oglądać taką twarz codziennie w lustrze.-Noah przygniótł mnie do ściany, nasze twarze dzieliły centymetry.
-Co ci się nie podoba w mojej twarzy?Przyjrzyj się. - Zamarłam. Mogłam utonąć w jego spojrzeniu. Było tak pełne determinacji, takie piękne. Czułam jak jego mięśnie się napinają. Miał wystające kości policzkowe, pełne, duże usta. Pewnie dobrze całują. Ciekawe jak to by było poczuć ich smak na swoich. Już chciałam go pocałować, ale zadzwonił telefon, nieszczęsny telefon i to w jego ręce.
-Halo?- Powiedziałam drżącym głosem,
-Cześć piękna, idziemy na obiad? - Nie miał kiedy zadzwonić?
-Evan! Cześć kochany, o której ci pasuje?- Noah szybko się wyprostował i odchylił od mojej twarzy. Spojrzałam na niego krzywo. I to był błąd. Zobaczyłam coś w jego oczach, co trudno nazwać. Złość? Gniew? Nie wiem, ale na pewno nic przyjemnego.
-14-ta?-Zaproponował.
-Jasne. Tam gdzie zawsze?
-Tak. Ciao Bella.
-Buźka! -  Rozłączyłam się, Evan zawsze wywoływał uśmiech na mojej twarzy.
-To ja już idę.- Najszybszym a zarazem najwolniejszym krokiem wyszłam za drzwi. Spojrzałam na wyświetlacz telefonu, widniał na nim obcy mi numer i napis " Seks telefon". Poważnie? Jednak mimo absurdalnej nazwy uśmiechnęłam się. Cała ta sytuacja zaczynała mnie bawić.
                                                                            ***

Kiedy zbliżyłam się do restauracji Evan już siedział przy stoliku na dworze. Był przystojny.. i to bardzo. Krótko przystrzyżone brązowe włosy i oczy podchodząc pod czerń.. Sama słodycz. Miał dzisiaj na sobie, krótkie szorty, i luźną koszulkę z jakimiś wzorkami. Oh, czy on kiedykolwiek staję przed lustrem zanim wyjdzie?
Ruszyłam w jego stronę zrezygnowana.
-Beth! - Wstał, uściskał mnie mocno. Cud, że mogłam oddychać. Pocałowałam go w policzek.-A to za co?-zapytał zdezorientowany.
-Za to, że jesteś.- Spojrzał na mnie pytająco.- Wybawiłeś mnie dzisiaj, popełniłabym bardzo duży błąd. Kocham Cię, wiesz?-Przytuliłam się do niego.
-Ja Ciebie też.-Pocałował mnie w czoło.- Masz coś nowego?
-Nie-odpowiedziałam zmartwiona.- Evan, ja już nie mam siły. Jestem zmęczona tym wszystkim. Wiem, że poprzysięgłam sobie znaleźć mordercę matki, ale mnie już to przerasta. Od pół roku nie mamy nic oprócz tych zdjęć.. Nie daję rady.- Oczy wypełniły się łzami a ja zakryłam twarz dłońmi.
-Ej mała.- Evan przybliżył się i mnie objął. - Nie płacz kochanie. Mówiłam na samym początku naszej znajomości, że będę Cię wspierał we wszystkim. Chcesz dalej szukać mordercy? Jestem cały twój. Nie masz już siły i chcesz odpuścić i się z tym pogodzić? Rozumiem i dalej jestem twój. Będę przy tobie zawsze nie pozwolę by cokolwiek powodowało twoje łzy. Rozumiesz?-Pokiwałam głowę, lekko zszokowana na jego słowa i czułość.- A teraz mam dla Ciebie niespodziankę. - Uśmiechnął się łobuzersko. Czy już mówiłam, jak ja go uwielbiam?- Idziemy razem na koncert Linkin Park'u.
-Co?! O nie mów. - Skoczyłam na niego. Prawie nas przewracając. Jednak po chwili przypomniałam sobie, że jesteśmy w miejscu publicznym i odsunęłam się od niego.- Jesteś boski Evan. Oh, nie wierze. Skąd je wytrzasnąłeś? Jak chciałam je kupić to już były wyprzedane.- I tu zrobiłam minę rozkapryszonego dzieciaka.
-Ma się ten urok osobisty. - Spojrzałam na niego i dałam mu kuksańca. A ten mi oddał. ODDAŁ!
-Zobaczymy jak będziemy u mnie w domu. Taki z Ciebie damski bokser, ha?- Teraz to walnęłam go w ramię.
-Oj, radził bym ci uciekać.. i to szybko. - Evan zakasał rękawy, jakby miał zaraz walczyć.
-Nie zrobisz tego! Jesteśmy w miejscu publicznym!- On tego nie zrobi, prawda? Zapytałam samą siebie.
-Liczę do trzech. Raz, dwa.- Nie zostało mi nic innego jak brać nogi zapas. Udało mi się pobiec parę metrów od naszego stolika a on już był przy mnie. I przewiesił mnie przez ramię, jakbym była workiem ziemniaków.- Jesteś niegrzeczną dziewczynką Beth.
-Puść mnie Evan.- Nie mogłam przestać się śmiać. Czy on naprawdę to zrobił? I to przy wszystkich?
-Masz szczęście, że nie potrafię się długo na Ciebie gniewać.- Postawił mnie na ziemi. Przez chwilę poczułam się jak jakiś przedmiot.
-Dziękuję za twe miłosierdzie panie. - Uśmiechnęłam się szyderczo.
-To idziemy do mnie czy do Ciebie?
-Do mnie.. choć mogę mieć bałagan. nie zdążyłam posprzątać.
-Ty bałagan? Pewnie dla Ciebie to bałagan a dla mnie porządek. Ej musimy jeszcze iść do mnie do domu.
-Po co? -Zdziwiłam się.
-Bo muszę wziąć białą rękawiczkę, jak ta babka z perfekcyjnej pani domu. - Evan wyszczerzył zęby.
-Oj przestań. Ja po prostu lubię porządek.
-Ty masz obsesję na tym punkcie.
-Nie przesadzaj już tak.- Jego wzrok mówił "ja przesadzam?" - No dobra, może i mam fobie.. ale ja nie cierpię bałaganu.
-Chodźmy zobaczyć jaki ty masz tam bałagan.
Evan złapał mnie za rękę i pobiegliśmy do domu, jak małe dzieci śpiesząc się na obiad. Reszta dnia minęło spokojnie. Nadrabialiśmy wszystkie odcinki z naszych seriali. Przy tym obżerając się popcornem i wieloma innymi nie zdrowymi rzeczami. O tak, pójdzie w tyłek. A nie narzekałabym gdyby poszło tak w cycki. Bo kto by narzekał. Nikt, prawda? Właśnie. Kiedy Evan już poszedł ja wzięłam długą relaksującą kąpiel z bąbelkami. Umyłam zęby, przebrałam się w piżamę i weszłam pod cieplutką kołderkę. Chciałam jak najszybciej zasnąć jednak nie było mi to dane, ponieważ zadzwonił telefon. Pewnie Evan sobie żarty robi. Spojrzałam na wyświetlacz telefonu.. nie to nie był jednak Evan. Numer zastrzeżony. Kto może dzwonić o tej porze. Chciałam poznać odpowiedź, więc nacisnęłam zieloną słuchawkę.
-Słucham?
-Jeśli chcesz się czegoś więcej dowiedzieć o śmierci swojej matki, bądź za godzinę przed wejściem do parku narodowego.- I cisza. Rozłączył się. A ja siedziałam jak wmurowana. Ten telefon zupełnie mnie zaskoczył. Nie zastanawiając się ani chwili dłużej, wyszłam z łóżka, narzuciłam na siebie bele jakie rzeczy wzięłam kluczyki i wyszłam. Tak naprawdę nie zdawałam sobie sprawy z tego co chcę zrobić. Bo sama nie wiedziałam dlaczego tam idę. Nie znam kolesia, o 23-ej mam być w tak odosobnionym miejscu.. nie zachęcało to niczym. Jednak to chodzi o moją matkę. A świadomość, że mogę się dowiedzieć czegoś więcej zwyciężyła nad rozsądkiem. Kiedy doszłam na miejsce było 20 minut przed czasem. Miałam już usiąść na ławce i czekać, kiedy usłyszałam jakiś dźwięk i schowałam się w krzakach.
-Jak przyjdzie robimy pozory, że coś wiemy, żeby mogła z nami pojechać. Pamiętaj masz być miły. A później pokażemy jej co się staję z ludźmi którzy pchają nosa w nie swoje sprawy. - Wciągnęłam powietrze. W co ja się wpakowałam?
-Jasne, ale jak zacznie pyskować lub coś innego to nie ręczę za siebie- Chłopaki byli coraz bliżej mnie. Nie mogę pozwolić by mnie zobaczyli. Zaczęłam się cofać i na moje nieszczęście nadepnęłam na gałąź. - Co to było, stary? Chodź.
- O cholera, mam kłopoty. - Modliłam się aby mnie nie zobaczyli. jest ciemno może mnie nie widać? Łudziłam się. Przejeżdżał samochód i jego światła oślepiły mnie i zarazem pokazały gdzie jestem.
- Szlag! Jack to ona! - Krzyknął ten drugi, najwidoczniej ten nie Jack. A ja zaczęłam biec najszybciej jak potrafiłam. Co robić? Co robić?! Nagle sobie przypomniałam! SEKS TELEFON! Znaczy ten... no.. Noah. Nie uśmiechało mi się to, ale co mogłam zrobić. Biegnąc zaczęłam obszukiwać swoje kieszenie w poszukiwaniu telefonu.
             

sobota, 4 kwietnia 2015

Rozdział I

Za godzinę miałam być na placu, a ja jeszcze nie gotowa. Świetnie! Trudno, najwyżej nie wyprostuję włosów. Założyłam czarne obcisłe rurki, czerwoną bluzkę na ramiączkach z lekkim dekoltem, do tego czarne szpilki, delikatny makijaż i gotowe. Przejrzałam się jeszcze raz w lustrze aby się upewnić, że wszystko jest tak jak należy. Kręcone włosy opadały kaskadami na ramiona. Nie lubiłam ich, nigdy nie można je ułożyć, jakby żyły oddzielnie. Zostało mi 20 minut na dojście. Powinnam się wyrobić. Zamknęłam dom i ruszyłam wolnym krokiem w stronę placu. Gdy dotarłam na miejsce
Anastasia już na mnie czekała w swoim sportowym samochodzie.
-Cześć.. nie wyprostowałaś włosów?- Ana,  spojrzała na mnie i zmierzyła od stóp do głów.
-Nie przypominaj mi nawet. Nie zdążyłam! Co ja ci poradzę, że prostowanie zajmuję mi ponad godzinę a ty jeszcze tak wcześnie kazałaś mi podejść.-Poskarżyłam się.
-Beth chciałabym Ci przypomnieć, że tak naprawdę to ja uwielbiam twoje włosy i nie wiem czemu ty je zawsze prostujesz!-Obruszyła się.- A spytałam, bo ty ciągle powtarzasz, że nigdy nie wyjdziesz w lokach..Człowiek ma prawo się zdziwić.
-Zawsze musi być ten pierwszy raz. Prostuję je bo wyglądam jak jakiś szop!
-Taaak, nie ma to jak samokrytyka.-Ana uśmiechnęła się sztucznie.
-Żadna samokrytyka. Po prostu mam lustro. A teraz jedźmy już.- Zapięłam pas i głowę zwróciłam w stronę okna, dając do zrozumienia, że zakończyłam już rozmowę na tentemat. Jak co piątek wybrałyśmy się do klubu potańczyć. Trzeba się jakoś rozerwać po męczącym dniu w pracy.
Kiedy dotarłyśmy na miejsce, pod klubem roiło się od lafirynd czy też biznesmenów nie mających co zrobić z kasą. Ochroniarz przepuścił nas, jako stałe bywalczynie w tym miejscu. Od razu poszłyśmy w stronę barku.
-Dwie tequile proszę.-Ana od razu przeszła do rzeczy.
-Ciężki dzień?- Zagadnął barman, podając na blacie dwa kieliszki.
-Można tak powiedzieć.- Obie sięgnęłyśmy po tequile i wypiłyśmy jednym haustem. Napój palił gardło. Po dłuższej chwili można się przyzwyczaić.
-Idziemy na parkiet?-Zapytałam przyjaciółki.
-Idź, ja zaraz dołączę.-Tak też zrobiłam. Tancerzy mi nie brakowało. Z każdej strony pętał się jakiś napalony i nie wyżyty facet. Nie zwracając na nich uwagi zaczęłam tańczyć w rytm muzyki.
Po dłuższej chwili zaczął ze mną tańczyć jakiś wysoki mężczyzna, nie czułam od niego dużo alkoholu, więc stwierdziłam że mogę z nim zatańczyć. Co mi szkodzi. Jednak zaraz tej decyzji pożałowałam. Zaczął swoje łapska kłaść nie tam gdzie ich miejsce. Na początku dawałam radę je odpychać, jednak koleś stał się bardziej nachalny.
-Przestań!-Wreszcie nerwy puściły.
-Nie udawaj, że ci się nie podoba. - Nieznajomy uśmiechnął się, chyba według niego miał to być flirciarski uśmiech, u mnie wywołał on odruch wymiotny. Chciałam odsunąć się od niego jednak on był szybszy i zaczął mnie obmacywać, próbowałam się wydostać z jego uścisku. Po mimo usilnych prób moje położenie nie uległo żadnej zmianie.
-Powiedziała, że nie chce. Zostaw ją.- Usłyszałam za sobą męski głos. Aż ciarki mi przeszły.
-A ty to co? Jej adwokat?- Mój "towarzysz" zignorował mojego "wybawcę". Aż śmiać mi się zaczęło. Poczułam się jak w komedii romantycznej co kobieta jest w opresji a mężczyzną jej marzeń ją wybawia i się zakochują w sobie. Śmieszne.
Nie zauważyłam kiedy mój bohater przybliżył się i walnął z pięści mojego prześladowcę. O a teraz mamy film akcji. Ja odsunęłam się jak najszybciej by czmychnąć z tego zamieszania. Jednak to się nie udało. Ktoś popchał mnie w sam środek awantury. Jeden uderzył drugiego. Ten oddał. Gdzie indziej polała się krew. Już nawet nie wiedziałam jak to się wszystko zaczęło. Nagle usłyszałam dźwięk syren. Super, jeszcze gliny są mi potrzebne. Wszyscy stanęli w bez ruchu, włącznie ze mną.
Nie uśmiechało mi się spędzić nocy w komisariacie. Ale chyba się nie obejdzie bez tego.
Och, wieczór marzeń.

                                                                             ***

Czekałam już ponad godzinę by zdać głupi raport. Po cholerę im to? Przecież to tylko zwykła bójka.
A na dodatek przesłuchiwał mnie jakiś bałwan! Niech będzie, przystojny bałwan. Pierwsze co wrzuciło mi się w oczy to jego czarne, rozczochrane włosy. Jakby dopiero wstał z łóżka. Oczy też miał niczego sobie. Ciemno niebieskie.  Biały t-shirt opinał jego mięśnie. Ciekawe ile wyciskał na ławeczce? Pewnie godziny spędzał w siłowni. Z wyglądu prawie, że ideał. Nazywał się Noah Rosenberg, nawet pasowało do niego to imię. Takie poważne.
-Halo? Słyszy mnie pani?-Znany nam już bałwan wyrwał mnie z rozmyśleń.
-Tak?
-Nie słuchałaś mnie.- No dziwne, że bym miała skoro gadał mi o zasadach bezpieczeństwa. O matko co za sztywniak.
-Najwidoczniej nie, bo nie pamiętam żebyśmy przeszli na ty.-Stwierdziłam ponuro. Okej, teoretycznie mógłby mówić do mnie po imieniu bo tak na oko miał z 28 lat. Młody jak na jego fach.
-O proszę, głucha z ciętym językiem.-Wytrzeszczyłam na niego oczy. GŁUCHA? Rozumiem, jest gliną, szacunek dla nich i te sprawy. Ale nie byłabym sobą gdybym teraz się nie odezwała.
-Głucha z ciętym językiem. Okej. Przynajmniej nie sztywna.- Zmierzyłam go z góry na dół.
-Ja sztywny? Ha, dobre sobie. Dziewczynko nawet mnie nie znasz.- Spojrzał na mnie z politowaniem.
-I dobrze, bo nie mam zamiaru tego robić. Tak samo jak nie chce przebywać z tobą w tym pomieszczeniu.- Co się ze mną dzieje? Beth on jest GLINĄ, szacunku dla niego, nie ważne jakim gburowatym gościem się okazał. Bo jeszcze stąd nie wyjdziesz i cie uziemi już na maksa. Próbowałam się przekonać do innego zachowania. Ale co ja poradzę, że ten gość wywoływał u mnie najgorsze cechy?
-Wiesz kim ja jestem?-Ups, lekko się zdenerwował.
-Pff, jasne. Pieprzonym, aroganckim bufonem.- Jeju! Znowu! Spokojnie, oddychaj. No ale co on będzie uważał się za lepszego bo jest pożal się Boże gliną od siedmiu boleści? No błagam.
-Zachowujesz się jak dziecko. Skończyłem z tobą. Możesz wyjdź.-Dziecko? Ja, dziecko?
-Z miłą chęcią. - Skierowałam się jak najszybciej do wyjścia zanim zdążył się rozmyślić za moje nieodpowiednie zachowanie. Nigdy taka nie byłam. Zawsze potrafiłam zachować zimną krew, a teraz? NERWY MI PUŚCIŁY JAK NIGDY. Co się ze mną działo?
Wyszłam na ulice. Świetnie, jeszcze deszcz jest mi potrzebny do szczęścia. Najszybciej jak mogłam pobiegłam do samochody Anastasi.
-Myślałam, że nigdy stamtąd nie wyjdziesz- Ana, odpaliła samochód i wyjechała na ulicę.
-Nie przypominaj mi nawet. Która godzina?
-Po drugiej w nocy.
-Dobrze, że jutro mam wolne. Wyśpię się przynajmniej.- Moja przyjaciółka już po kilku minutach zaparkowała pod moim mieszkaniem.Uściskałam ją i pobiegłam do drzwi. Szybko wzięłam prysznic, zmyłam resztki makijażu i zatopiłam się w moim łóżku. Myślałam, że nie będę mogła zasnąć, ponieważ dalej targały mną emocję po nieprzyjemnej rozmowie z szanownym, jak on się nazywał?
Nie ważne, z szanownym bałwanem. Tak, to określenie idealnie do niego pasuję. Jednak jak tylko oparłam głowę o poduszkę natychmiast przyszedł sen. A wraz z nim mój koszmar. Śnił mi się co noc. Ciągle to samo. Wracałam z pracy, kiedy pod moim domem roiło się od ludzi i policji. Mogło chodzić o każdego, ale ja czułam w kościach, że to dotyczy mojej mamy. Przeciskałam się przez ludzi, by zobaczyć co się stało. Wstrzymałam oddech. Na ziemi leżała mama, a obok płynęła strużka krwi. Nie mogłam uwierzyć w to co się właśnie stało. Chciałam do niej podbiec, objąć ją, ale policjanci odciągali mnie od niej coraz dalej i dalej, nie mogłam jej pomóc, zaczęłam krzyczeć.
Obudziłam się cała mokra. Spojrzałam na zegarek 4.30, spałam zaledwie dwie godziny. Poszłam do kuchni i nalałam sobie szklankę zimnej wody i wypiłam za jednym razem. Wiedziałam, że teraz nie zasnę, więc sprawdziłam pocztę, zrobiłam porządki w szafkach i dopiero wtedy poczułam zmęczenie. Poszłam do łóżka i od razu zmorzył mnie sen.
Usłyszałam dzwonek telefonu.
-Halo?-Odpowiedziałam ledwo przytomna.
-Beth tu Rachel. Mam dla Ciebie propozycję nie do odrzucenia.
-Tak?-Na dźwięk głosu szefowej od razu się obudziłam.
-Lucky się rozchorowała i potrzebujemy aby ktoś ją zastąpił. Wiem, że zależy ci na tej pracy, przykładasz się, więc pomyślałam o tobie.
-Tak, pewnie. - Wstałam z łóżka i już zaczęłam myśleć co mam ubrać.
-Przeprowadzisz wywiad  agentem specjalnym, który ma najwięcej rozwiązanych spraw i jest uważany na najlepszego glinę w Nowym Jorku. To jest bardzo ważne. Jak dobrze pójdzie zastanowię się nad twoim awansem.-Znowu jakiś glina? Co mnie tak do nich ciągnie? Dam radę, to tylko wywiad, od którego zależy mój awans. Nic wielkiego. Odetchnęłam głęboko.
-Za ile mam być a agencji?- Spytałam siląc się na pewny głos.
-Za 30 minut. Zdążysz? - Nie! W 30 minut dojechać na drugi koniec miasta? Na pewno nie.
-Pewnie. Do zobaczenia.- Rozłączyłam się i od razu skierowałam się do łazienki. Szybko związałam loki w koński ogon, makijaż, czarna bokserka, jasne jeansy i czarne trampki. Śniadanie sobie odpuszczę. Wybiegłam z domu jak strzała, kierując się na przystanek. Na moje szczęście autobus miał być za 10 minut. I będę miała jeszcze kolejne 10 minut na dojście i się przygotowanie.
Gdy byłam już na miejscu Rachel stała przed wejściem
-Hej. -Przywitałam się.
-Cześć, tu masz pytania a ja zmykam.-podała mi notes i zanim zdążyłam powiedzieć cokolwiek już jej nie było. Okej, to gdzie teraz? A no tak. do biura, pewnie tam będzie osobnik od którego zależy moja przyszłość. Podeszłam do windy i nacisnęłam ostatnie piętro. Wzięłam ostatni głęboki wdech dla uspokojenia i weszłam do środka. Wytrzeszczyłam oczy i wstrzymałam oddech. Przede mną stał Noah Rosenberg, nieznośny człowiek od którego zależy mój awans. Gorzej być nie może.

czwartek, 2 kwietnia 2015

Prolog


Jaki ten człowiek jest uparty. Jak to możliwe, że przedstawione dowody, uargumentowana teoria (bardzo realna) nie wystarcza mu na to by na nowo wszcząć śledztwo?! Tylko arogancki bufon i jego duma nie mogą mu pozwolić przyznać mi racji. Przecież to chodzi o moja mamę!
-Czy ty tego nie widzisz?-Wydarłam się na niego.
-Beth, zrozum że to są tylko teorie, twoje domysły, które tak naprawdę mogły nie mieć miejsca.-Noah próbował spokojnie mi wytłumaczyć. Jednak to jeszcze bardziej mnie zdenerwowało, wolałam jak na mnie wrzeszczał.
-Słucham? Czy ty tego nie widzisz na tych zdjęciach? Znam swoją matkę i na pewno wiem, że nie poddała by się tak łatwo, odbierając sobie życie. Zacznijmy od tego, że ktoś robił jej te zdjęcia gdy wykonuje zwykłe czynności, nie licząc tego jednego gdy rozmawia z obcym mężczyzną. Ktoś ją obserwował! Nie wydaję Ci się to dziwne? I kilka dni później niby popełnia samobójstwo. Masz rację, co za zbieg okoliczności!
-Cholera jasna! Beth!- Koniec tego dobrego. Szanowny pan Noah Rosenberg powrócił! Witamy
w szarej rzeczywistości.-Wmawiasz sobie rzeczy nie stworzone. Może z tym obcym dla Ciebie mężczyzną miała romans a ty nie dopuszczasz do siebie tej myśli. Jak widzimy na tym zdjęciu  może on właśnie z nią zerwał a ona nie chciała żyć bez z niego, więc się zabiła.
-Noah, ty siebie słyszysz? Ta twoja historia brzmi jak z kiepskiego dramatu miłosnego.- Popatrzyłam na niego krzywo.
-Ty już masz obsesje na tym punkcie. Zwariowałaś. Naprawdę.- O nie, tego już było za wiele. Usiłuję mi wmówić, że jestem wariatką?!
- Prędzej zwariuję gdy zostanę z tobą jeszcze chwilę dłużej.- Zaczęłam ubierać płaszcz i buty.
-Możesz mi powiedzieć, gdzie się wybierasz o tej porze?
- Muszę ci się tłumaczyć gdzie idę? Nie rozśmieszaj mnie. Nie jesteś moją niańką.- Odwróciłam się napięcie i skierowałam w stronę drzwi. Trzasnęłam nimi bardziej niż zamierzałam. Nie miałam ochoty wychodzić z jego mieszkania. Zwłaszcza po tym
co wydarzyło się zaledwie 30 minut temu. Nie mogłam jednak tam siedzieć i wysłuchiwać tego, jak twierdzi, że ubzdurałam sobie to wszystko. Przecież wiem że moja mama, nigdy by mnie nie zostawiła. Nawet po śmierci taty dała radę. Po mimo tego jak bardzo cierpiała nie pozwoliła by ten ból ją zabił. Walczyła, nie poddała się dla mnie, dla 8 letniej dziewczynki.
Więc teoria Noah'a była niedorzeczna. Nagle usłyszałam wystrzał z pistoletu a mnie przeszył ból. Dotknęłam ręką brzucha i poczułam coś mokrego, lepkiego. O matko! Zrobiło mi się ciemno przed oczami, poczułam jak osuwam się na ziemie.
Czyjaś ręka podtrzymała mnie. Chciałam się odwrócić aby zobaczyć kto jest za to odpowiedzialny, jednak nie miałam już siły
walczyć ze zmęczeniem. Chciałam tylko zasnąć i odpocząć.
-Beth, nie rób mi tego. Patrz na mnie.- Zdążyłam tylko usłyszeć znajomy głos.